Szukaj w tym blogu/ wpisz tytuł, którego szukasz

wtorek, 31 marca 2015

"Cześć, Hopeless"

"Zupełnie jakbym tego dnia, gdy połączyłem ich imiona, tworząc przezwisko Hopeless, nazwał tak też samego siebie."

POWÓD DO LEKTURY: Colleen Hoover to autorka, której przeczytałam już cztery książki i zabieram się za kolejną. Moje pierwsze spotkanie z jej twórczością miało miejsce przy lekturze "Hopeless" i od razu powiem, że do grona fanów ani tej pisarki ani tej konkretnej powieści nie należę. Do samej Colleen przekonał mnie najbardziej bardzo osobisty wstęp, który zamieściła ona na wstępnie do "Szukając Kopciuszka". Jej powieść "Losing Hope" kupiłam jednak wcześniej, zanim zabrałam się za owy wstęp. Skoro "Hopeless" nie jest takim rodzajem książki, do której lektury bym wielokrotnie wracała, to dlaczego chciałam ją przeczytać raz jeszcze, tylko że tym razem z perspektywy Holdera? Odpowiedź jest prosta: bo Holder coś ukrywa, jego działa i motywy nie są jasne, a czytelnik zawsze chce jakiegoś wyjaśnienia. Powinniśmy wskazówki co tego znaleźć w kontynuacji "Hopeless", tylko już lekkim mój sprzeciw budzi samo użycie słowa "kontynuacja". Skoro to te same wydarzenia jak w "Hopeless" to jaka z tego kontynuacja?

O KONTYNUACJI SŁÓW KILKA: Słowo "kontynuacja" można rozumieć jako "dalsze wykonywanie jakiejś czynności". W tym znaczeniu tego słowa "Losing Hope" rzeczywiście stanowi kontynuację powieści "Hopeless", ponieważ Colleen Hoover faktycznie "kontynuuje" pisanie (czynność) o tych samych bohaterach. Jako czytelnicy jesteśmy jednak przyzwyczajeni do innego znaczenia słowa "kontynuacja", o wiele bardziej określonym zakresie. Dla mnie "kontynuacja" stanowi dalsze losy poznanych w poprzednim tomie bohaterów, w tym przypadku Sky i Holdera.
Okazuje się, że mając coś takiego na myśli, odnoszę się jednak bardziej do pojęcia takiego jak "sequel", który już jednoznacznie wskazuje, że o "dalsze losy" chodzi. Z sequelami jest też taki problem, że nie zawsze tworzą je ci sami autorzy, którzy odpowiadają za część pierwszą. Kolejne kwestia jest też taka, że sequel może opisywać dalsze losy... ale już kolejnego pokolenia (jak w przypadku serii Cassandry Clare).

POV czy MIDQUEL: Czym więc jest "Losing Hope" skoro nie oddają natury tej książki słowa takie jak "kontynuacja" czy też "sequel"? W języku angielskim oczywiście jest zawsze łatwiej. Jeśli w zagranicznej recenzji zobaczymy skrót POV to już wiemy, o co chodzi. POV (od "point of view") jasno wskazuje, że będzie to ta sama opowieść, co w tomie pierwszym, opowiedziana jednak z punktu widzenia innego bohatera. Oczywiście POV zobaczymy w tekście o wiele częściej, bywają powieści (Dary Anioła czy Wampiry z Morganville), które w kolejnych tomach (gdzie mamy dalszy ciąg wydarzeń)rozszerzają perspektywę narracji na innych bohaterów. Okazuje się jednak, że jest pojęcie na taki rodzaj powieści jakim jest "Losing Hope" i zdaje się to być "midquel". Jest to bowiem taki "rodzaj kontynuacji, którego akcja rozgrywa się w trakcie wcześniejszego dzieła" [źródło]. 

MIDQUEL, TROSZKĘ PREQUEL I SEQUEL: To właśnie idealnie pasuje do wydarzeń znanych już z powieści "Hopeless". Jeśli zaś o prawdziwy rodzaj kontynuacji chodzi, to jest tutaj i owszem. Są to jednak tylko strony 335 - 355. Cała reszta to narracja tych samych wydarzeń, jedynie z innej perspektywy. Co prawda nasz Holder często bywał też w miejscach, w których Sky nie było - te sceny stanowić będą nowość dla czytelnika, mają one miejsce jednakże w trakcie trwania akcji "Hopeless". "Losing Hope" to także rodzaj prequelu, gdyż poznamy szczegóły przeszłości Holdera.

O CZYM JEST 'LOSING HOPE': Opowieść Holdera rozpoczyna się od kulis samobójstwa jego siostry bliźniaczki, Les. Całość zaczyna się jeszcze o wiele wcześniej, od trójki przyjaciół z dzieciństwa: Holdera, Les i Hope. Hope została porwana (co wiemy z akcji "Hopeless"), lecz okazuje się, że choć dziewczyna została wyrwana z rodzinnego dramatu, to przeniósł się on jeszcze na kogoś innego. Samobójstwa nigdy nie można zrozumieć i wydarzenie to zmienia psychikę Holdera. Bohater nieustannie szuka też w obcych twarzach uprowadzonej Hope, aż ją znajduje. I tutaj zaczyna się wcześniej wspomniana tajemnica i problem z tomem pierwszym.

KLUCZOWE PYTANIA: Jakim cudem Holder przez taki czas utrzymał sekret tożsamości przed Sky / Hope? Jak mu się to mogło udać? Dlaczego był z nią, wiedząc o jej utraconych wspomnieniach i milczał? Jeśli chodzi o Colleen Hoover to takich irracjonalnych (frustrujących czytelnika) zachowań znalazłoby się parę, nie tylko w "Hopeless" ale i "Pułapce uczuć". Odpowiedzi nie ujawni żadna dodatkowa perspektywa, a kwestia "chciałem / chciałam cię / was chronić, to dla twojego/ waszego dobra" jakoś nie wydaje się nawet wystarczać.

POWIEŚĆ I JEJ CZĘŚCI: Nowość stanowią tutaj rozdziały połówkowe czy ułamkowe. To co prawda tylko i wyłącznie numeracja, ale też jakiś ciekawszy sposób manipulacji strukturą tekstu powieści. Kolejna nowość to listy w dzienniku do Les. Po odejściu siostry Holder zwraca się do niej w taki sposób: prosi o radę ale i próbuje zrozumieć coś, czego zrozumieć się nie da. Tam znajdzie się też pewien "brakujący - odnaleziony z czasem list". Perspektywa Holdera potwierdza też gatunek tej powieści, czyli New Adult. Zarówno Sky jak i Holder mają traumatyczną przeszłość, z którą muszę się uporać (standard). Holder pamięta ją całą, choć nie zna części wydarzeń. Sky brała w nich udział, choć pamięć w obronie przed skrajnymi emocjami zablokowała część z nich. Opowieść o czułości, która rodzi się z więzi dwojga ludzi - tak w telegraficznym skrócie.

DLA KOGO: Podobnie jak "Tak krucho", te same opowieści tylko opowiedziane z innej perspektywy to coś dla tych fanów, którym tak spodobał się tom pierwszy, że chętnie by go przeczytali raz jeszcze. Skoro można przeczytać jednak to samo, tylko z innej perspektyw, która ujawni coś nowego z teraźniejszości akcji, a może coś nowego jeszcze dopowie z przeszłości innego bohatera... to dlaczego nie? Czasem wciąga taka lektura, ale momentami już troszkę nuży - znamy przecież dokładnie przebieg akcji tomu pierwszego. Jeśli danych bohaterów jednak bardzo lubimy, to pewnie sama radość. Ja akurat w przypadku powieści Colleen Hoover nie potrafię się w tych bohaterach zakochać. Także jeśli chodzi o ulubionych autorów i ich serie (wspomniane Dary Anioła czy Wampiry z Morganville) nie zawsze już tak cieszy zmiana w narracji, nawet jeśli dotyczy lubianej (bardzo) przez czytelnika postaci. Czy dany "midquel" czy też zabieg taki jak wprowadzenie nowej osoby do narracji się spodoba - to kwestia bardzo indywidualna.

COŚ NOWEGO: Tutaj (w LH) też po raz pierwszy zarysowana jest historia Daniela i jego "Kopciuszka", ale nici z klasycznego odwołania do motywów tamtej sławnej baśni. To raczej wyniki przyzwyczajenia przyjaciela Holdera aby nie nazywać ludzi tak jak wszyscy inni, czyli po imieniu, lecz poprzez zastosowanie różnych ksywek. Tutaj mamy inny przykład:

"- Cześć, Hopeless - mówi.
- Mówiłem już, żebyś mnie tak nie nazywał, dupku.
- Trzeba było tym pomyśleć, zanim walnąłeś sobie ten tatuaż - odgryza się."

Nie tyle ze względu na ciekawość losów Daniela i Six, ile na cień szansę na jeszcze jakieś bardziej bezpośrednie nawiązanie do baśni oczywiście "Szukając Kopciuszka"... dokładnie przeczytam :)

POWIEŚĆ W POWIEŚCI I... REKLAMA: Sky czyta Holderowie powieść pod tytułem... "Pułapka uczuć", która jest pierwszą opowieścią Colleen Hoover.... Niezła reklama, prawda? Czytając "Hopeless" nie zwróciłam na to uwagi, nie było wtedy jeszcze "Pułapki uczuć" na naszym rynku. Jeśli ktoś jednak pierwszą powieść tej pisarki zna, będzie miał bardzo dobre odniesienie co do tej sceny:
"Czyta dalej, a ja nie protestuję. Po kilku rozdziałach zaczynam się zastanawiać, czy mój przyśpieszony puls jest wynikiem tak długiego wsłuchiwania się w jej głos czy seksualnego napięcia, jakim przesycona jest ta książka. Może jednego i drugiego." Nie pierwszy raz widzę taki rodzaj reklamy, ale zawsze śmiesznie jest znaleźć takie triki.

PRAWDA, CZYLI CO DAJE POV: Wychodzi na to, że Sky od początku kogoś Holderowi przypominała. Cała prawda przedarła się i ujawniła w jego snach, już po pierwszym spotkaniu w sklepie i rozmowie na parkingu. Holder jednak, podobnie jak Sky, odrzuca od siebie taką wersję. W tej chwili Sky interesuje go jedynie jako osoba nowo poznana. Fascynuje go fakt, że jeszcze nigdy nie poczuła do żadnego innego młodego mężczyzny przyciągania, a za jego sprawą to właśnie się zmienia. Holder więc nie chcąc przerwać tej magii, nie zważa na prawdę i skutki jej ukrywania. Jednocześnie sam Holder to jednak bardzo wyrozumiała i empatyczna postać, jest więc przy dziewczynie we wszystkich najtrudniejszych momentach.

CO ZMIENIA PERSPEKTYWA: Coś w tym jest, że bohaterki w oczach bohaterów zawsze wyglądają tak skrajnie bezbronnie. To znowu irytuje czytelnika, który do narracji poprzedniej postaci jest już przyzwyczajony i wcale nie widział jej w taki sposób. Przykładowo: "Odwraca się i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami." - Sky i jej "szeroko otwarte oczy" to często powtarzający się element w narracji Holdera. Chyba aż za częsty, bo z czasem zaczyna... Dość już o minusach. Ponowne przerabianie fabuły łatwe pewnie nie jest. W przypadku "Hopeless" wyjątkowość tej historii polegała na efekcie zaskoczenia, a jeśli i ten element zabierzemy, to przy powtarzalności fabuły całość zaczyna z czasem lekko nużyć. Muszę jednak przyznać, że i tutaj w "Losing Hope" finał (ten odnaleziony list) i tak ponownie jest dość emocjonujący i nadaje całość opowieści większy sens niż można by przypuszczać.

"Losing Hope" - Colleen Hoover
RODZAJ: midquel do powieści "Hopeless"
Wydawnictwo: Otwarte/ Moondrive
W kategorii : New Adult (szkoła średnia)
W kolejności: NR 23/2015/03/09 (379)

Lubicie czytać raz jeszcze te same historie, tylko opowiedziane z innej perspektywy? Co myślcie o teorii, że "LH" to midquel?

niedziela, 29 marca 2015

"Przetrwanie w baśniach"

"- Jak całe miasto może wierzyć w bajki?
- Ponieważ są prawdziwe.
Agata zatrzymała się.
- Nie wierzysz chyba, że ta legenda jest prawdziwa?
- Oczywiście, że wierzę - odparła Sofia.
- Że Dyrektor porywa dwoje dzieci, zabiera je do szkoły, gdzie jedno uczy się Dobra, a drugie Zła, a po jej skończeniu trafiają do baśni?"

TO CO ODRÓŻNIA DOBRO OD ZŁA: Sofia uważa, że urodziła się już jako księżniczka. Tak ma być. Tak od zawsze miało być. Dziewczyna wierzy w legendy i wypatruje przybycia Dyrektora Akademii. Chce zostać porwana by móc wygrać swoją baśń i księcia. Agata zaś wyśmiewa te wszystkie miasteczkowe opowieści. Nie rozumie też powodów, dla których Sofia się z nią przyjaźni i słusznie poddaje je w wątpliwość, gdyż nie są one szczere, lecz dziewczyna i tak cieszy mając przyjaciółkę. Jak mogłaby się z tego drobnego szczęścia nie radować, skoro całe miasteczko i tak już teraz uważa ją za wiedźmę. Słusznie przewidujecie, że obie te dziewczęta wkrótce zostaną porwane. Trafią jednak do baśni w zupełnie innych rolach niż się tego spodziewały. Jednak zanim do Próby Baśni przejdziemy, może by tak krótkie przeszkolenie, jak w takim świecie przetrwać i wygrać? Może mały kurs magii dla dobrych i złych bohaterów? Zdaniem autora "Akademii Dobra i Zła" byłby jak najbardziej wskazany.

MIASTECZKO POŚRÓD PUSZCZY: Samo rodzinne miasteczko bohaterek - Gawalon - może uchodzić za miejsce akcji baśni. Sofia jak i Agata tego nie dostrzegają, bo w tym świecie baśnie są opowieściami, które czyta się ku przestrodze. A tajemniczy porywacz, zwany Dyrektorem Akademii, to postać która nadciąga, by porwać kolejne dzieci do niebezpiecznego świata baśni, z którego nikt już nie powraca. Przynajmniej nie tak bezpośrednio. Niby za sprawą magii przybywają bowiem do księgarni w miasteczku też nowe baśnie, a ich bohaterowie wyglądają zaskakująco znajomo...

KONFLIKT: Jak "przyjaciółka" Sofii, mieszkająca na Górze zwanej Cmentarną, mogłaby kiedykolwiek uchodzić za księżniczkę? Problem jest w charakterze samej Sophie, która robi dobre uczynki, tylko po to, by je dostrzeżono, a tym samym dostrzeżono jaka Sofia jest dobra tak samo i jak bardzo to właśnie jej należy się to całe szczęśliwie zakończenie. I książę. Nie możemy zapomnieć o przystojnym księciu. Problem tylko, że większość księżniczek w Akademii Dobra jest właśnie taka. Na bohaterów czekają także sprawdziany ich świeżo nabytych umiejętności: Próba Baśni, Cyrk Talentów czy Ośnieżony Bal (ten jednak tylko dla Dobrych). Co się dzieje z tymi, którzy znajdą się najniżej w rankingu i nie zdają? Wątek pięcia się na szczyt listy jest tutaj niczym w "Niezgodnej", kiedy pozna się już przeciwieństwo wygranej. Agata nie umie się odnaleźć w Akademii Dobra, a wszyscy tam potwierdzają tylko jej przypuszczenia. Nawet książę w Sofii widzi księżniczkę niesłusznie przydzieloną do Szkoły Zła. Skoro nie znalazły się na swoich miejscach, jakie mają szansę by wygrać = przetrwać? A może trafiły do właściwych szkół, tylko jeszcze o tym nie wiedzą?

POWÓD DO LEKTURY: "Akademia dobra i zła" zainteresowała mnie ze względu na ciekawy zarys fabuły oraz pewne podobieństwo do innej serii, która bardziej popularna się stała za sprawą serialu internetowego - mowa oczywiście o "Ever After High" (OPIS), która także podejmuje tematykę baśniową. Zanim jednak o podobieństwach między tymi dwoma placówkami, które przygotowuję do życia w baśniach, kilka słów o tym, ile w "Akademii" znajdziemy ze świata klasycznych baśni.

BAŚNIE: Placówka, która przygotowuje do podjęcia wyzwania by przeżyć w baśniach, to wymarzona szkoła. Kto nie chciałby się znaleźć w baśni? Ktoś kto bardzo dobrze je zna albo nie zna ich wcale - a przynajmniej tak twierdzi Soman Chainani. Jeśli szuka się jednak bardzo klasycznego odwołania do baśni i ich fabuły, to nie w tytule takim jak "Akademia". Tutaj mimo napięcia i wielu niespodzianek, które czekają na nas, w czasie lektury, wszystko jest na wesoło. Odpowiednikiem tej powieści, tylko w kategorii "young adult", będą opowieści Janette Rallison: "Taka sobie wróżka" i jej kontynuacja "Prawie dobra wróżka" (w przygotowaniu jest podobno tom trzeci opowieści o praktykach na zaliczenie pewnej stylowej wróżki chrzestnej, z czego bardzo się cieszę).

PODOBIEŃSTWA: Co zaś się tyczy okładkowej rekomendacji w postaci porównania "Akademii" do serii "Rywalki"... to jest i owszem w fabule tej historii rywalizacja dwóch "przyjaciółek" o księcia, ale poza tym za wiele podobieństw nie ma. O wiele bliżej tej serii do innych historii, chociażby do "Ever After High". Tam także dzieci sławnych baśniowych postaci podejmują naukę w szkole, która przygotować ma ich do rozpoczęcia w przyszłości własnej baśni. Tam także każdy ma już wyznaczone swoje przeznaczenie, a księżniczka przyjaźni się z wiedźmą. Tam jednak zamiana miejsc trwa tylko jeden odcinek. To w zasadzie pierwsza część "Akademii" przypomina tylko (choć w sporym stopniu) EAH, druga połowa jest o wiele bardziej kreatywna i niezależna. Jeśli zaś chodzi o finałową scenę to ... fani filmu "Czarownica", czyli baśni o Śpiącej Królewny opowiedzianej z perspektywy czarnego charakteru, znajdą pewne uderzające podobieństwo. "Akademia" przypomina więc momentami wiele innych historii, ale jej fabuła jest tak pokręcona, że musi być niezależna.

GATUNEK: Porównanie do "Rywalek" troszeczkę nie pasuje także dlatego, że "Akademia" bardziej należy jednak do gatunku "Middle Grade", a szkoda, gdyż podobna akcja mogłaby także dotyczyć troszkę starszych bohaterów, przez to zwiększając grupę czytelników. Gatunkowo "Middle Grade" pełne jest poczucia humoru, takiego na jakie można sobie jeszcze pozwolić tylko z młodszym czytelnikiem, i niesamowitych zwrotów akcji. Słowo "akcja" to wizytówka filmów animowanych skierowanych głónie dla dzieci, gdzie nawet dorosłych widz ledwo co nadąża za fabułą, i coś podobnego zdarza się czasem w "Middle Grade", przykładowo w "Domu Tajemnic". Soman Chainani i jego powieść to właśnie taki przykład, gdzie trudno byłoby po lekturze dokładnie streścić fabułę, z uwagi na to jak wiele się tam dzieje. Szybka akcja i jej nieprzewidywalność to jednocześnie najmocniejszy punkt "Akademii".

CZY TO KSIĄŻKA DLA STARSZEGO CZYTELNIKA: To wszystko zależy od tego, czy lubimy sobie czasem przeczytać coś dla grupy wiekowej "Middle Grade". Jeśli oglądaliście kiedyś telewizyjny serial o przygodach "Niefortunnej czarownicy", czyli Mildred Hubble, która w wieku 12 lat rozpoczyna naukę magii, to będzie to coś podobnego tematycznie: szkoła czarów, gdzie przyjaciółki rywalizują w nauce zaklęć lub o względy księcia, na zmianę sobie pomagając to szkodząc. Bohaterowie "Akademii" mają tyle samo lat co postacie w akcji "Fałszywego księcia" czy "Okupu drapieżców". Jeśli jako starsi (wiekowo) czytelnicy odnaleźliście się bez problemy w świecie tamtych historii, z "Akademią" nie zaszkodzi spróbować - szczególnie, że prawa do jej ekranizacji już są sprzedane.

"Akademia dobra i zła" - Soman Chainani
TRYLOGIA: Tom 1
Wydawnictwo: Jaguar / OPIS WYDAWCY
Dla grupy wiekowej: Middle Grade
W kategorii: Baśnie
W kolejności: NR 22/2015/03/08 (378)
OCENA: Wydanie tej książki jest zwyczajnie magiczne! Są co prawda ilustracje, które mogłyby wskazywać na młodszą grupę wiekową, ale to raczej przypadek podobny do "Lewiatana" od Scotta Westerfelda, którego lektura także zainteresuje starszego czytelnika. Książka wciąga i zaskakuje i to jej niewątpliwy plus. Momentami można jednak dostrzec powtarzalność scen, choć ich nowy przebieg także potrafi zadziwić.
NA EKRANIE: Jeśli powstanie ekranizacja, będzie ona i tak skupiać się tylko na najważniejszych wydarzeniach (pomijając całą resztę), gdyż aby wszystkie zwroty akcji "Akademii" pomieścić, potrzebny byłby serial. Ze względu na to, co dzieje się w książce, lepiej wypadłaby też animacja niż aktorski film... ale kto wie?
Stron496 (to całkiem sporo i zapełniono każdą z tych stron zwrotami akcji; choć styl nie jest zbyt wyszukany to znajdzie się tutaj jednocześnie wiele wartych zapamiętania cytatów)
FAQ: Ile lat mają bohaterowie tej trylogii? To przedział wiekowy między dwunastym a piętnastym rokiem życia.
Trylogia to:
1. Akademia Dobra i Zła   2. A World Without Princes    3. The Last Ever After

TŁUMACZENIE: Przywołałam też przypadek "Ever After High" ze względu na tłumaczenie. W przypadku tamtego serialu wiele nazw pozostawiono jak w oryginale lub też nadano im nasze brzmienie ("Royalsi" czy "Rebelsi") bez tłumaczenie ich. W "Akademii" zaś wszystko przetłumaczono. Oto cytat: "Zawszanami nazywamy tych dobrych, skarbie [...] No wiesz, przez to ich bredzenie, że chcą żyć długo i zawsze szczęśliwie." Przez sporą część książki nie mogłam się przekonać za nic co tej nazwy, gdyż kojarzyła mi się nie ze słowem "zawsze" lecz ze "wszami" właśnie. Troszkę lepiej jest z nazwą dla tych Złych: "Czyli wy jesteście nigdziarzami [...] To skrót od "nigdy więcej" [...] To raj dla złoczyńców. W Nigdy Więcej będziemy mieć nieograniczone moce." Tłumaczenie to sztuka i często trudno jest znaleźć odpowiedni zamiennik lub też w przypadku jego braku (kiedy autor pokusi się na wymyślanie nowych zupełnie słów) stworzyć coś, co będzie pasować. "Zawszanie" to dobry pomysł, bo końcówka brzmi jak w słowie "dworzanie", ale nie mogłam powstrzymać wcześniej wspomnianych skojarzeń w czasie lektury.

czwartek, 26 marca 2015

Miesiąc Baśni w: Ever After High

POST z cyklu MIESIĄC BAŚNI: Zastanawiałam się, czy warto aby uwzględnić w tym tematycznym cyklu opowieść z "Ever After High". To zdecydowanie nie moja kategoria wiekowa, ale jest to pewnego rodzaju próba nadania kontynuacji dla klasycznych baśni. Mijając dzisiaj z rana jeden z punktów z prasą, znów* potwierdziłam tylko fakt, że tytuł ten pojawia się wciąż i wciąż. Co to właściwie jest to całe Ever After High? Może ktoś z Was chciałby się tego dowiedzieć, bez zbytniego zagłębiania się w szczegóły? Oto odpowiedź na to pytanie w kilku punktach.

1. POCZĄTEK: MONSTER to EVER AFTER (HIGH)
Wszystko zaczęło się dawno, ale i nie aż tak znowu dawno temu. W czasie jednych z praktyk w szkole podstawowej (klasy 1-3) zobaczyłam, jak dzieci bardzo szaleją za Monster High (było to trzy lata temu). Przyznam szczerze, że należę do pokolenia, które wychowało się na zabawie lalkami Barbie (wiadomo o jakiś proporcjach ciała). Monster High było pewnego rodzaju frajdą: lalka z niebieską twarzą? Proszę bardzo! I choć pobawić się, wcielając w ten sposób, w postać przykładowo egipskiej księżniczki jest fajnie, to nie umiem sobie wyobrazić już tego w przypadku nastolatki zombie czy też ghula. Dzieci tego oczywiście tak nie postrzegają, tam liczą się bardziej kreatywne możliwości związane z kolorami i czymś co jest inne.

Docenienie "inności" zamiast spychanie jej ma margines i wyśmiewanie to coś, co obserwuje się bardzo często w przypadku powieści typu paranormal romance. Tylko czy aby na pewno trzeba chcieć być potworem? (Przypadek Belli Swan pominę, choć gdy czytałam powieść -zaraz po maturze, co było w maju 2008 roku - po raz pierwszy, faktycznie było to coś nowego.) Czy nie mamy jednak aby lepszych wzorców do naśladowania niż potwory wywodzące się w większości z mitologicznych / ludowych wierzeń? A co z baśniami? Mogę uwierzyć, że Monster High się sprawdza, jako inspiracja do kostiumów, szczególnie już na czas Halloween, ale u nas? Dziewczynka chyba o wiele bardziej pragnie wcielić się w rolę księżniczki niż potwora - o tym pomyśleli też twórcy tej marki.

2. JEDNA FIRMA
Prawdziwym początkiem powinna być chyba amerykańska firma Mattel Inc. To ona bowiem odpowiada za wprowadzenie na rynek zarówno "Monster High" jak i jego baśniowej wersji spin-off. Co zabawne (tak, firma produkuje zabawki - to troszkę gra słowna w tym momencie) Mattel odpowiada przede wszystkim za wprowadzenie na rynek lalek Barbie. Mamy więc klasyczną Barbie (teraz w jej kolejnych "komputerowych" filmach), jej kompletne przeciwieństwo w postaci Monster High oraz coś pomiędzy. Postacie jak z Monster High, ale w świecie baśni? Też byłam dość sceptyczna. Monster High obejrzałam kilka odcinków, ale nie dałam rady z tym tytułem.

3. INTRYGUJĄCY TYTUŁ
I znów tutaj jesteśmy - przy tytule! Ever After High - o co w tym naprawdę chodzi? (Tutaj zacznie się część, która będzie troszeczkę dowodzić, że przy oglądaniu tej bajki można załapać parę słów z angielskiego.) "Ever After" to oczywiście od "Długo i Szczęśliwie", czyli tak jak żyją bohaterowie w baśniach, kiedy te dobiegną już do swojego szczęśliwego zakończenia. A to całe "High"? Ileż już tego było! Zaczynają chociażby od High School Musical. Także i w tym przypadku (EAH) pozostawiono zarówno angielski tytuł serii jak i tytułowy utwór wprowadzający (tzw. intro). To jednak dopiero początek angielskich nazw i ich znaczenia dla tej historii.


4. SERIAL INTERNETOWY
Interesują mnie wszelkiego rodzaju reinterpretacje baśni. Skoro Ever After High miało do nich jakieś nawiązania, musiałam to sprawdzić i tak też zrobiłam. Nie czytałam nic o fabule, po prostu włączyłam krótkie odcinki. To jest serial online, który można zobaczyć na YT. Tylko wprowadzający odcinek ma siedem minut, pozostałe to epizody nieprzekraczające czasu trzech minut. Nie można się za bardzo znudzić, choć w przypadku Monster High nawet taki krótki czas na to wystarczył. Tutaj mamy jednak do czynienia z baśniami i ich nowym obliczem - tylko jakim? Co do serialu... to pełni on raczej formę promocji lalek z tej serii, przedstawia ich bohaterki i opowiada wspólną dla wszystkich historię - baśniowego dziedzictwa.

5. ROYALSI czy REBELSI - czyli o czym jest ta opowieść
Na ten punkt pewnie najbardziej czekaliście, wiem, ale wprowadzenie to było potrzebne - badania (nawet takie amatorskie i robione zupełnie dla zabawy) to proces: od nitki do kłębka. Sławy świata baśni: Śnieżka, Śpiąca Królewna, Kopciuszek, Czerwony Kapturek (wiem, że w tym momencie przypominacie sobie czerwony dywan z drugiej części Shreka, wiem) miały dzieci, a te już tak odrosły, że wkrótce same będą dorosłe i gotowe na własne baśnie. Tylko na ile będą to ich własne historie, a na ile odtworzenia losu rodziców?
Nowe pokolenie ze strony bohaterów (dobrych charakterów) nie ma się czym martwić, ale co ze złymi charakterami? Czy o nich ktoś pomyślał? Czy córka Złej Królowej musi chcieć powtórzyć los swojej matki, który i ją zaprowadzić ma do przegranej z siłami dobra? Nowe pokolenie jest więc w oczywisty sposób podzielone: na Royalsów (Ci dobrzy) oraz Rebelsów (Ci źli...ale w większości przypadków tylko teoretycznie, lecz o tym za chwilę). Tak więc nie ma już tutaj potworów jak w Monster High, ale nadal można być córką wiedźmy czy wilkołaka. Coś z MH pozostało, ale w innej wersji.

6. ANGIELSKI W AKCJI
Tytuł pozostał w oryginale tak samo jak tytułowa piosenka. Co jeszcze pozostało nieprzetłumaczone? Imiona bohaterów. Apple White (córka Śnieżki) nie wyobraża sobie nawet by Raven Queen (córka Złej Królowej) nie chciała jej w przyszłości otruć. Jak to! Przecież to zaburzy jej szczęśliwe zakończenie. Raven stanie wkrótce na czele Rebelsów, którzy także mają pewne wątpliwości, co do swojej "mrocznej" przyszłości. To główny temat tej historii, ale bohaterów jest o wiele więcej (LISTA). Najlepsza przyjaciółka Apple to Brair Beauty (córka Śpiącej Królewny) - jej to się dopiero nie chce zapadać w stuletni sen, skoro jest jeszcze tyle imprez do obskoczenia. Raven psychicznie wspiera Madeline Hatter (córka Szalonego Kapelusznika), która jako jedyna słyszy głosy narratorów opowieści i może wyśledzić baśniarzy - a by zmienić przeznaczenie baśni, spisane w księgach, trzeba będzie poszukać właśnie ich pomocy.
* I tutaj jest motyw Kopciuszka w postaci córki tej bohaterki - o imieniu Ashlynn Ella.

7. BAŚNIOWE LICEUM
Słowa takie jak "baśniowe" i "liceum" w (realnym) życiu za często nie znajdują się razem w tym samym zdaniu, lecz tak jest właśnie w Ever After High. To placówka przygotowująca do podjęcia swojego baśniowego przeznaczenia. Chodzą do niej Rebelsi i Royalsi, jednak nie na te same zajęcia. Raz dochodzi jednak do zamiany i to Apple idzie na zajęcia z klątw, a Raven na ćwiczenia z tego, jak być dobrą księżniczką, poprawnie machać poddanym i ładnie wyglądać zawsze i wszędzie.
Ever After High ma tyle odcinków, o wiele ciekawszych (przykładowo awaria Lusternetu - idealne odzwierciedlenie, tego co dziś wyprawia się z internetem), dlaczego wspominam akurat ten? Z powodu "Akademii Dobra i Zła", czyli mojej obecnej lektury. Zanim zabrałam się za "Akademię", znałam już Ever After High (EAH zainteresowałam się tej jesieni) i byłam świadoma podobieństwa między tymi opowieściami, ale o nich lepiej będzie wspomnieć już przy okazji recenzji książki. Co do serii Ever After High to ma ona także swoją książkową odsłonę, tej jednak nie zgłębiłam - serial mi tutaj wystarczy.

KOLEJNOŚĆ W CZASIE: Która z tych opowieści była pierwsza? W Polsce oczywiście EAH. Na świecie jest już troszkę z chronologicznym przebiegiem problem. Obie produkcje to rok 2013: "Akademia Dobra i Zła" ukazała się jako pierwsza (maj 2013), a dwa miesiące po niej mamy Ever After (lipiec 2013).

PODSUMOWANIE: Czy warto się bawić w oglądanie Ever After High? To zależy. Jeśli w jakiś sposób ten tytuł Was ciekawi (jak mnie jako reinterpretacja baśni), można spróbować. Odcinki nawet są zabawne w sposób niewymuszony. Najbardziej rozbraja chyba podejście Apple do całej tej sprawy z baśniowym zakończeniem. Jeśli jednak Raven nie zgodzi się odegrać swej roli, szczęśliwy finał Apple nie jest już taki pewny. Można zrozumieć emocje, a przeważnie frustracje dziewczyny.
W przypadku, kiedy jednak macie w planach lekturę "Akademii Dobra i Zła", to warto obejrzeć choć parę odcinków EAH - porównanie wypada bowiem bardzo ciekawie. Choć na okładce "Akademii" można przeczytać, że to książka dla fanek "Rywalek", to o wiele bardziej jest to coś właśnie dla fanów Ever After High. To byłaby też lepsza reklama na okładkę, biorąc pod uwagę popularność EAH.

*Ten post choć wchodzi w skład MIESIĄCA Z BAŚNIAMI pełnić będzie funkcję odnośnika dla wrażeń z lektury jednej z marcowych premier - mowa oczywiście o "Akademii", której recenzja już w ten weekend.

Słyszeliście kiedyś o Ever After High? A może o Monster High?
Co myślicie o takim podejściu do baśni / mitologii / podań?

środa, 25 marca 2015

Kopciuszek: jedno imię, wiele twarzy

POST z cyklu MIESIĄC BAŚNI: Badań i ciekawostek o "Kopciuszku" ciąg dalszy. Zanim tegoroczna ekranizacja jednej z najlepiej znanych i rozpoznawanych klasycznych baśni weszła do kin, było jeszcze kilka innych wersji aktorskich, bardziej lub mniej oryginałowi wiernych. Co ciekawe w każdej z tych adaptacji starano się odpowiedzieć na te same pytania: "Dlaczego Kopciuszek znosił przez tyle lat rządy macochy i jej dwóch córek?" oraz "Dlaczego dziewczyna chciała iść na pamiętny bal?

"Długo i szczęśliwie" (w oryginale: Ever After) z roku1998
Tym razem jest to filmowa wersja baśni zupełnie bez udziału magii. Osoba opowiadająca historię zaprasza do siebie samych braci Grimm by wyśmiać ich wersję magicznej karocy i szklanego pantofelka. Celem jest ukazania opowieści jako historii w stu procentach realnej, czyli takiej która (podobno) wydarzyła się naprawdę. Najzabawniejsze jest to, że należałoby wezwać nie braci Grimm, ale samego Charles'a Perraulta, gdyż aspekty baśni takie jak szklane pantofelki, magiczna karoca i wróżka chrzestna przypisuje się właśnie jemu, ale mniejsza już z tym.
W "Długo i szczęśliwie" na pamiętny bal wyprawia tutaj Kopciuszka więc nie Dobra Wróżka lecz ... sam Leonardo da Vinci! Ubarwia kostium dziewczyny poprzez dodanie do niego skrzydeł.
Książę w tej wersji? Jego ojciec Król (Franciszek, król Francji aby było zabawniej - kto ogląda "Reign", ten wie, o co chodzi) zmusza go do małżeństwa, gdyż chce wymusić na młodzieńcu odnalezienie jakiegoś sensu w życiu. Już od pierwszego spotkania Danielle (to imię naszego Kopciuszka) z Henrykiem (to imię księcia) dziewczyna wie, że młody następca tronu ma sporo wad... charakteru. Do przewidzenia było więc, że ... (choć mnie i tak zaskoczył taki przebieg wydarzeń) pamiętny bal (tutaj maskowy) kończy się płaczem. Sama Danielle to też przełamanie stereotypu baśni, bo choć dziewczyna jest traktowana jako służąca, to potrafi pogonić przyrodnią siostrę i powiedzieć co myśli, na temat macochy. Zaś złote pantofelki i piękna suknia? To część wyprawki ślubnej Danielle, którą przywłaszcza sobie macocha i jej piękniejsza z córek. Relacja Kopciuszka i macochy? Także ciekawa. Na pytanie dlaczego macocha tak ją traktuje i czy kiedykolwiek ją kochała, kobieta odpowiada: "A czy można kochać kamień w trzewiku?"

Danielle nieźle uszkodzi też księcia (na co warto popatrzeć), kiedy trzeba - choć z argumentami w dyskusji też sobie świetnie radzi, gdyż jest oczytana za sprawą wspólnego hobby, które dzieliła z ojcem (to zamiłowanie do czytelnictwa to także cecha Elli z najnowszej adaptacji z 2015 roku).

"Ella zaklęta" - filmu z 2004 roku, będący ekranizacją książki
Film ten bazuje na opowieści o "Kopciuszku", ale to bardziej luźna reinterpretacja tej baśni. Jednocześnie jest to ekranizacja książki napisanej w 1997 roku. Jaka jest to powieść, tego jeszcze nie wiem, ale egzemplarz książki już zarezerwowałam sobie w bibliotece. Widziałam ten film dawno temu i troszkę o nim zapomniałam, a jako o filmowej wersji "Kopciuszka" w pierwszej chwili nawet nie pomyślałam. Punktów wspólnych jest tu jednak całkiem sporo.

Wróżka Chrzestna nie jest w tej baśni mile widziana, a to ze względu na "dar", jaki ofiarowała młodej Elli - dar posłuszeństwa. Nasza Ella ma bardzo trudno życie, gdyż cokolwiek ktoś do niej powie, a jest to zdanie w formie rozkazu, dziewczyna musi to wykonać, nawet jeśli nie chce / zagraża to jej życiu / sama nigdy by tego z własnej woli nie zrobiła. Oczywiście posiadanie takiego "daru" to tajemnica, której bohaterka za wszelką cenę strzeże. Z dalszych elementów: jest macocha i jej córki, jest bal, jest i książę. Księcia w tej wersji pochwalić za bardzo nie można, choć on i Ella spotykają się na długo przed balem - sam bal też (podobnie jak w wersji z Danielle) pozytywnym wydarzeniem nie jest. Film jest zrealizowany w takiej formie, że to bardzo, ale to bardzo przerysowana komedia, dlatego właśnie jestem ciekawa, jaki jest książkowy pierwowzór. P.S.: Scena w sali pełnej luster, porośniętych bluszczem... najlepsza w całym filmie!

"Historia Kopciuszka" (w oryginale "A Cinderella Story") wersja również z 2004 roku

Czyli widać, że nie tylko w 2014/2015 roku mieliśmy pod rząd dwie interpretacje baśni o Kopciuszku. Tym razem są to jak najbardziej klasyczne opowieści (chociażby poprzez czas akcji). Podobna sytuacja musiała mieć miejsce około dziesięciu lat temu. Przecież opowieści typu "Dawno, dawno temu" mogą się wydarzyć także współcześnie? Taki jest motyw przewodni tej uwspółcześnionej adaptacji. Tak więc Sam (nasz Kopciuszek) i Książę spotykają się na czacie. Sam przybywa na bal by zgubić telefon komórkowy, nie szklany pantofelek. Codzienne życie Kopciuszka to praca w rodzinne restauracji i bycie outsiderem w liceum. Kiedy więc książę (tutaj Austin) pozna prawdziwą tożsamość swojej tajemniczej randki z balu Halloween, zostawia dziewczynę na pastwę wyzwisk całej szkoły. Rehabilitacja następuje dopiero później, po tym jak Sam dokonała już konfrontacji z macochą i jej córkami.

W obu wersjach zachowania księcia (czy to Austin czy Henryk) pochwalić za bardzo nie można. To bohaterka musi pozostać silna i najczęściej uratować się na czas sama. Nie ma też tutaj wróżki chrzestnej, są za to wierni służący / pracownicy restauracji, który zostali z Kopciuszkiem (Danielle czy też Sam), po śmierci jej ojca. Ze względów finansowych jak i sentymentalnych Kopciuszek pragnie pozostać na rodzinnym gospodarstwie / w rodzinnej restauracji.

"Kopciuszek" - wersja animowana z 1950 roku


Często zobaczyć można porównanie najnowszej aktorskiej wersji do pierwszej adaptacji tej baśni w wykonaniu Disneya. Obejrzałam więc raz jeszcze wersję z 1950 roku, której wytwórnia wiele zawdzięcza (m.in. wyjście z kryzysowej sytuacji finansowej). Jest to co prawda animacja, ale to w hołdzie tej produkcji powstawała ta nowa.

Nie za wiele wiadomo tutaj o księciu, poza tym, że gdzieś tam hula i ożenić się nie chce. Motywem napędowym całości opowieści jest tutaj postać starego już króla, który marzy o wnukach. Tylko jak przymusić do decyzji księcia? Romantyczna sceneria w postaci balu wydaje się być dobrym planem, tylko czy na ten bal przyjdzie ta jedyna? Jeśli zaś chodzi o to, co dzieje się w rodzinnej rezydencji Kopciuszka... za dużo się o niej też nie dowiemy. Spora część tej animacji opiera się bowiem na przygodach przyjaciół dziewczyny, czyli zwierzętach: w szczególności są to myszy domowe i ich próby przechytrzenia kota macochy Lucyfera.

Aktorska wersja z 2015 roku nie tylko nadała więc osobowość księciu, wyostrzyła wewnętrzne konflikty w małym królestwie, jak i wyjaśniła, dlaczego Kopciuszek znosił swój los i nie spróbował szczęścia gdzieś indziej w krainie baśni, jak wielu innych bohaterów.

Tak więc jesteśmy już na powrót wśród klasycznych adaptacji, gdzie mało jest komedii, a o wiele więcej tego co mają w sobie wszystkie baśni: tajemnicy, niebezpieczeństwa i piękna. Bardziej mroczna wersji braci Grimm została także wykorzystana w ekranizacji musicalu (Into the Woods) z końcówki 2014 roku. Tam "Kopciuszek" to jedna z wielu baśni, więcej o tej wersji było już TU i TUTAJ. W skrócie: jest mrocznie, ale scen z samego balu nie zobaczymy, choć Kopciuszek wybiera się tam aż trzy razy - mamy za to każdą z scen ucieczki, w tym ostatnią z utworem muzycznym w postaci rozmyślań i zatrzymaniem czasu.

C i n d e r ella z roku 2015 (od marca w kinach)

"Kopciuszek" to jedna z moich ulubionych baśni, ale wiele osób może się podpisać chyba pod tym zdaniem. Jeśli o mnie chodzi to bardzo jej wyczekiwałam, więc i jednocześnie wiele po tym filmie oczekiwałam i ...nie zawiodłam się. Jak przedstawia się zarys tej fabuły, można przeczytać w recenzji dwóch filmowych opowieści, opartych na scenariuszu filmu (PRÓBA SZKLANEGO PANTOFELKA). Teraz jak najbardziej bez spoilerów, czyli kilka moich ulubionych scen. Kolejność jest przypadkowa:

1. Pomyślałam, że fajnie byłoby zobaczyć jak wszystkie inne panny próbowały swojego szczęścia w Próbie Szklanego Pantofelka - by pokazano to w takim ogólnym przekroju i było to właśnie w tej wersji!
2. Ella i Kit to postaci zbliżone charakterami. Jest między nimi pewnego rodzaju porozumie, co bardzo fajnie wypadało w tej adaptacji. Ella choć jest tylko córką kupca jednocześnie nadaje się do roli królowej, gdyż... przykładowo zna trzy języki obce, o dobrym sercu i empatii nie wspominając. W jej rozmowach z księciem nie widać też aż takiej różnicy pomiędzy różnymi warstwami społecznymi.
3. Scena, kiedy Kopciuszek wysiada z karocy i bardzo się denerwując, zwraca się do jaszczurki przemienionej w lokaja ze słowami: "Jestem zwykłą dziewczyną, a nie księżniczką", na co on odpowiada: "A ja przez całe życie byłem jaszczurką, a teraz jestem człowiekiem. Może cieszmy się tym, póki trwa?".
4. Ella rozmawia ze zwierzętami, co nie oznacza, że rozumie ich mowę. Zwyczajnie się do nich zwraca, gdyż jest pełna empatii, a poza tym dość samotna. W przeciwieństwie do wersji z 1950 roku, tutaj przygody małych "przyjaciół" Kopciuszka nie rywalizują o miejsce z akcją baśni, nie zapomniano jednak o ich udziale.
5. Tajemnica nieznajoma przybywa na bal i momentalnie zdobywa sympatię księcia? Z punktu widzenia dorady króla to ewidentny podstęp, mający na celu zamach stanu albo sabotaż sojuszu z Saragossą (tutaj poprzez zniszczenie szans nakorzystne politycznie małżeństwo księcia).
6. Postęp księcia w czasie próby szklanego pantofelka. To wreszcie książę bardziej bezpośrednio bierze udział w poszukiwaniach, a nie tylko wysyła swoich posłańców i delegację, zdając się na innych ludzi w poszukiwaniu swojego szczęścia.
7. Pierwsze spotkanie w lesie i pierwsza rozmowa, a także pierwszy taniec! Razem z sceną finałową to chyba trzy najsilniejsze punkty tej adaptacji. W wersji z 1950 roku choć jest taniec, to raczej ukazuje jak to para nie widzi świata poza sobą. Tutaj mamy bal, na który przybyło pełno gości - także z innych krajów.

Można powiedzieć, że całość jest dość naiwna, ale taka nie jest. Jednak to cały świat ma uległość Kopciuszka jak i młody wiek oraz brak doświadczenia Kita za dowody naiwności. Na szczęście dwoje młodych ludzi ponownie się odnajduje, co tu dowodzi, że bardziej niż płomienna miłość jest to pokrewieństwo charakterów.


PODSUMOWUJĄC: Od ukazania opowieści jako prawdziwej i wyeliminowania udziału magii, poprzez komedię w fikcyjnej krainie i współczesne czasy jako miejsce akcji, na powrót wracamy do klasycznej scenerii i scenariusza baśni. To w takiej wersji zdaje się drzemać ich największa siła i to w takiej tradycyjnej odsłonie najbardziej zachwycają. Mam nadzieję, że "Kopciuszek" to dopiero początek tego powrotu do klasycznych wersji, które jednak ukażą wątki i aspekty we wcześniejszych wersjach pominięte lub przemilczane: coś na co nie zwróciliśmy uwagi, a co wciąż jest do odkrycia.

ŹRÓDŁA: "Ella" i "Historia Kopciuszka" to filmy, które widziałam dawno temu. Na potrzebę porównania i odniesienia się do tej nowej adaptacji widziałam za to "Długo i szczęśliwie" i wersję animowaną z 1950 roku.

Widzieliście te wersje Kopciuszka? Może kiedyś przypadkiem w telewizji? Która z nich najbardziej do Was przemawia? A może jest to jest miejsce dla jakieś zupełnie innej baśni? ;)

czwartek, 19 marca 2015

"Eye Candy" w sezonie 1

Serialowy sezon trwa. Jedne sezony już kompletne, inne dopiero się rozkręcają. Ze względu na pisanie i bronienie dwóch prac, nie na wszystkie seriale mam czas. Na bieżąco jest tylko "Once Upon a Time", "The Flash" oraz... "Eye Candy". Eye Candy to zupełna nowość. Nie czytałam opisu fabuły, zaciekawił mnie tytuł i pozytywne oceny już pierwszego odcinka. Obejrzałam i... zostałam już z tym tytułem aż do zakończenia sezonu pierwszego, które miało miejsce w tym tygodniu. Dlaczego "Eye Candy" tak wciąga (że pozostawiłam nawet The 100, Arrow i wiele innych) i o czym jest ta kolejna z serialowych opowieści?

W OTCHŁANI INTERNETU: Zacznijmy od tego, że jeśli chodzi o książki to nie przepadam za kryminałami. Może za bardzo się angażuję w nie emocjonalnie? "Eye Candy" mignęło mi w otchłani postów na Facebook'u. Pomyślałam sobie, że to dość dziwny tytuł i zadziałało! Po prostu chciałam sprawić, do czego się odnosi. Sprawdziłam i zostałam z tym serialem już na dobre. Aktualnie to chyba właśnie nowych odcinków tej produkcji od MTV najbardziej wyczekiwałam.

OPOWIEŚĆ W DZIESIĘCIU ODCINKACH: Jak to możliwe, że pierwszy odcinek "Eye Candy" wyemitowano w połowie stycznia a już jest po pierwszym sezonie? Otóż sezon ma zaledwie dziesięć odcinków, ale w czasie tym osiągnął to, co produkcji typu Pretty Little Liars chyba nigdy dokonać się nie uda: przedstawił kryminalną zagadką tajemniczej tożsamości internetowego mordercy i doprowadził do jej rozwiązania w terminie dziesięciu odcinków. Jeśli więc czasem oglądając PLL zdarza się Wam pomyśleć, jaka ta cała sprawa z milionem poszlak i niby-strasznymi momentami jest nie tylko mało wiarygodna, ale już i o wiele przydługa, to polecam spróbować z "Eye Candy".

JAK TO WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA: Lindy ma problemy z prawem - konkretnie z Wydziałem do Walki z Cyberprzestępczością. (Słabość mam wielką do bohaterów -hakerów jeszcze od czasów serialu "System" z lat 1998/1999). Nie to jednak najbardziej martwi bohaterkę. Wszystkie jej działania w dorosłym życiu koncentrują się na odnalezieniu zaginionej młodszej siostry, która została porwana na oczach Lindy. Najciekawsze jednak jeszcze przed nami. Współlokatorka Lindy, o wiele bardziej rozrywkowa Sophia, namawia przyjaciółkę aby ta zarejestrowała się na portalu zwanym "Flirtual" i to tam Lindy wkrótce pozna swojego wielbiciela i prześladowcę w jednej osobie. Ci przystojni mają najwięcej na sumieniu, ale o tym za moment.

FLIRTUAL: Tak więc tytuł tego serialu, "Eye Candy", to nick Lindy. Jak działa ten niezwykle popularny portal? Po rejestracji można iść przykładowo do klubu, a tam pojawiają się na liście inne zarejestrowane osoby (w aplikacji na komórce), które znajdują się w pobliżu. Można wybierać i przebierać, kiedy zaznaczy się status jako "aktywny", a osoby poznają się na żywo moment po tym, jak umówiły się online. I tutaj powstaje pole do popisu dla wirtualnego mordercy: ludzie ukrywają różne rzeczy, najczęściej swoje wady. Gdy morderca z portalu Flirtual je wykryje... powiedzmy, że je "usuwa", jednak w wyniku tego, wszyscy - którzy w jakiś sposób skłamali - tracą życie. Morderca nawiązuje kontakt z Lindy, zostawia jej wskazówki, a sam będąc nieprzeciętnie wyszkolonym hakerem, umyka prawu. Ale dlaczego Lindy? Można by tego nie wiedzieć, ale upiorny głos tajemniczego prześladowcy także podejmuje tutaj narrację. Lindy okazuje się być idealna. Ale o jaki ideał właściwie chodzi? Czy tylko o zewnętrzne piękno? Czy o możliwość dorównania mordercy? Lindy nie podjęła by tej gry... gdyby nie szansa na odnalezienie siostry.

Teraz krótko i na temat w siedmiu punktach, bez spoilerowania, dlaczego warto obejrzeć ten serial:

1. Wciągająca akcja pełna napięcia. 
Ileż ja miałam już teorii kim jest tajemniczy prześladowca? Ojej! A podejrzewałam dosłownie każdego! KAŻDEGO! Przy takim założeniu, z finałowych kandydatów, jeden z typów okazał się trafny i ścisły finał już tak nie zaskoczył, ale wcześniej... Niesamowite emocje z tym serialem!
2. Cyberprzestrzeń 
To ta sama magia, dzięki której pokochałam serial "System" i zamarzyłam sobie, że pewnego dnia moje umiejętności komputerowe pozwolą mi programować na potęgę i łamać kody... szkoda, że wtedy nie wiedziałam jeszcze, że do takich cudów przydatny jest umysł matematyczny, a ja choć cieszę się niewiarygodnie, jak mi wyjdzie jakieś skomplikowane równanie, to jednak uzdolnień większych akurat w tym kierunku nie posiadam. Za to takie wątki w serialach, kuszą nieustannie. Do tego wizualizacje w "Eye Candy" są na bardzo przyzwoitym poziomie. Dotyczą one przestawienia rozmów, mających miejsce tylko online, jakby odbywały się w rzeczywistości. Są to także retrospekcje w różnych pomniejszych śledztwach.
3. Sympatyczna i racjonalna główna bohaterka
Nie mam pojęcia, jak można nie polubić Lindy, ja lubię ją od odcinka pilotażowego - może nie od pierwszej sceny, ale w tym odcinku już zyskała moją pełną sympatię. Racjonalna, nie pakuje się świadomie w pułapkę, a do tego bardzo zawzięta dziewczyna. Panów przystojnych w tym serialu nie brakuje, ale Lindy traktuje ich wszystkich z odpowiednim dystansem, co nie oznacza, że z żadnym nie będzie w relacji.

4. Przystojniacy z Wydziału do Walki z Cyberprzestępcami 
Nie wiem, jak Ci hakerzy dają sobie radę. Jest na czym zawiesić oko w tym serialu, drogie Panie :)
5. Tytuł każdego odcinka
Dzięki nim uczymy się skrótów (anglojęzycznych) albo też przypominamy sobie już te, które gdzieś kiedyś słyszeliśmy. Niby nic specjalnego, a jednak stanowi znak rozpoznawczy. Przez to każdy tytuł odcinka to też zagadka, ale zdradzać Wam ich nie będzę - odkryjcie ich znaczenie sami!
6. Na postawie książki
Seriale na podstawie książek zazwyczaj są lepsze, nawet jeśli nie są ściśle wierne pierwowzorowi i sporo dodatkowych wątków pojawia się na ekranie. Tak jest i w tym przypadku. "Eye Candy" to powieść od R.L. Stine, wydana jeszcze w 2004 roku. Patrząc na zagraniczne recenzje... sprawa jest chyba podobna jak z "Pamiętnikami Wampirów" (te pierwsze sezony). Książki, na podstawie których powstał serial, och... do nich to trzeba mieć sporo siły i samozaparcia. Także nietypowo polecam zacząć od serialu, gdyż jest on bardzo luźno oparty na swoim książkowym pierwowzorze.
7. Idealnie zgrana muzyka
To chyba znak rozpoznawczy tej stacji. Nie wiem, kto dobierał utwory do scen, ale zgrane są perfekcyjnie, a kilka scen jest wręcz przez to epickich.

PODSUMOWANIE: 
Cóż mogę powiedzieć, obecnie moim zdaniem to najlepszy serial od MTV i skoro można było nakręcić kolejne odcinki "Finding Carter" (ten tytuł to tak swoją drogą również jest o pewnym porwaniu), to nie widzę powodu, dla którego tak genialna historia jak "Eye Candy" miałby nie zostać wznowiona na kolejny sezon. Tylko ta zagadka tożsamości w finale... troszkę była do przejrzenia, co nie znaczy wcale, że nie było napięcia.


*Post powstał ponieważ zbyt dużej licznie osób polecałam już ten serial*

Oglądacie "Eye Candy"? Jak tam finał? A może dopiero macie zamiar nadgonić te dziesięć odcinków? ;)

wtorek, 17 marca 2015

Rola stworzona dla ciebie


To niespotykana czerwień pewnego jabłka skusiła Śnieżkę do złamania swoich zasad, w konsekwencji czego urzeczywistniła się klątwa, a dziewczyna zapadła w wieczny sen. Jaka jest więc tajemnica czarnego jabłka? Co jeszcze może być "Czarne jak heban"? I czy Lumikki w roli współczesnej Śnieżki odnajdzie to na czas?
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Mało kto, kiedy pojawia się tajemnicza wiadomość od nieznanego nadawcy, nie przypomni sobie fabuły serii Pretty Little Liars- serialowej czy to książkowej. Scenariusz pozostawiania anonimowych wiadomość to także schemat dla fabuły trzeciego tomu fińskiej serii kryminalnej dla młodzieży - "Czarne jak heban". Tym razem Lumikki w roli detektywa-amatora będzie musiała rozwiązać zagadkę nie cudzej, ale własnej przeszłości. Jak zdradliwe potrafią być wspomnienia?

NOWI BOHATEROWIE: Perełka tego tomu to Sampsa. To obecny chłopak Lumikki. Tak, tak sporo się pozmieniało od zakończenie fabuły "Białe jak śnieg". Postać, którą bardzo polubiłam i troszkę szkoda, że bohaterka nie skorzystała w pełnym wymiarze z tej szansy na szczęście. Lumikki ostro bowiem krytykuje wszystko, co związane z kulturą masową (amerykańską). Otrzymujemy więc zakończenie neutralne, bo nie jest to ani szansa na happy end ani nostalgiczne pożegnanie z bohaterami opowieści.

TAJEMNICZA TOŻSAMOŚĆ: Innymi słowy zagadka tego tomu. Nie czytam za wiele powieści kryminalnych, ale miałam tutaj trzech podejrzanych i jeden z nich okazał się tajemniczym prześladowcą - wielbicielem. W kryminalnej opowieści to finał stanowi perełkę, a jeśli nagromadzone napięcie nie znajdzie odpowiedniego zakończenia wątku, wówczas zostaje lekki niedosyt. Jeśli nie wprawia w zupełne osłupienie, jako widzowie / czytelnicy czujemy się troszkę zawiedzeni. To nie przypadek zagadki tylko tego tomu, ale i również poprzedniego. Wyobraźnia podpowiada o wiele więcej, niż serwuje autor opowieści.

TRÓJKĄT: Ha! Żartuję! Nie można tego nazwać trójkątem, ale Lumikki w nowym związku nie jest jeszcze pewna, czy aby zapomniała o intensywnej więzi sprzed roku... A poprzedni obiekt uczuć znów pojawia się w akcji i to nie za sprawą jedynie retrospekcji (jak w "Białe jak śnieg"). Obserwowanie interakcji trzech młodych ludzi napędza fabułę tego tomu o wiele bardziej niż tajemnicze anonimy... choć szczerze to podejrzewałam o prześladowanie obu panów :) Chyba za dużo "Eye Candy".

ODZYSKANE WSPOMNIENIA: To jest wątek, który zasługuje tu na pochwałę. Rozpoczyna się jeszcze w "Białe jak śnieg". Tam jednak trop jest fałszywy, a rozwiązanie zagadki zyskujemy dopiero w finałowym odcinku. Nadal pozostaje dla mnie niezwykłe, jak można sobie przypomnieć scenę z dzieciństwa z tak dobrym odwzorowaniem szczegółów, dialogów i całej reszty. Lumikki cechuje jednak prawie nadprzyrodzona pamięć, choć ta trylogia nie ma żadnych elementów fantastycznych.

JAKO FINAŁ SERII: Pokusiłam się na lekturę powieści fińskiej autorki głównie ze względu na możliwe adaptacje klasycznych baśni. Dopiero w trzecim tomie serii jest takie bardziej bezpośrednie nawiązanie, a to za sprawą przedstawienia, które wystawia szkoła Lumikki. Będzie to nowa adaptacji baśni o Królewnie Śnieżce - bardziej mroczna. Książę zdecydował się zabrać szklaną trumnę, bo chciał podziwiać królewnę taką, jaka wówczas była - wiecznie zatrzymaną w chwili piękna, wiecznego snu. Śnieżka po przebudzeniu ma jednak odmienioną osobowość, bardziej mroczną, pragnie wrócić do lasu, który ją przyciąga. Książę zaś sprowadził sobie królową, a jeśli ta jest aż tak niepokorna, to niech lepiej wróci do swojej poprzedniej roli w szklanej wystawce. Ta adaptacja to oczywiści wersja z tragicznym finałem, ale Lumikki niesamowicie w tej aranżacji się odnajduje.

POLSKI PRZEKŁAD JAKO PIERWSZY: W kwietniu 2014 roku poznałam pierwszy tom tej serii ("Czerwone jak krew"), a już niecały rok później mamy premierę finałowej jej części. Z tego co można wyczytać na stronach Goodreads, nasz polski przekład pojawia się jako jeden z pierwszych.Wersja anglojęzyczna (As Black as Ebony) ma premierę dopiero na sierpień tego roku. Nie często miejsce ma taka sytuacja, także brawa dla wydawnictwa.


"Czarne jak heban" - Salla Simukka
[TRYLOGIA] Tom III
Wydawnictwo: GW Foksal
W kategorii: Reinterpretacje baśni, 
powieść kryminalna - młodzieżowa
Stron: 190
OCENA: Czytałam opowieść Sally Simukki w nadziei na prawdziwe odwołanie do klasycznej baśni, o wiele bardziej rozległe niż kilka myśli czy też scen i to właśnie otrzymałam w "Czarne jak heban". Choć zagadka kryminalna tego tomu nie pozbawiła tchu, to dla wizji przedstawienie i alternatywnej wersji dla losów przebudzonej ze snu Śnieżki warto było poświęcić czas na lekturę całości trylogii.
W kolejności: NR 21/2015/03/07 (377)
PREMIERA: 18 MARCA 2015


TRYLOGIA ŚNIEŻKI:
1."Czerwone jak krew"     2. "Białe jak śnieg"   3. "Czarne jak heban"

AUTORKA W POLSCE: Jeśli czytaliście książki Sally Simukki (albo dopiero zamierzacie) i chcecie poznać autorkę osobiście, nadarza się właśnie taka możliwość. Pisarka będzie w tym miesiącu w Polsce! Oto miasta, które odwiedzi:
Poznań - 25.03    Białystok - 26.03     Warszawa - 27.03

niedziela, 15 marca 2015

"Tęsknię za krajem, którego nie ma"

"Wierzysz w dobro?"

Z nieba nad Pragą leje się żar, a to właśnie tam nasza Lumikki spędza miesiąc swoich wakacji za ciężko zarobione... mafijne pieniądze. Oczywiście młoda Finka nie należy do żadnych struktur mafijnych, wręcz przeciwnie - Lumikki popsuła im znacząco plany. Weszła jednak w posiadanie pieniędzy, które... wołałaby jak najprędzej wydać, a że miło by było odpocząć od tego wszystkiego, to wakacje spędza w jakimś cieplejszym miejscu. Pobyt w Pradze już trochę trwa, kiedy do Lumikki podchodzi obca dziewczyna, niewiele od niej starsza (Lenka), by oświadczyć, że jest jej siostrą. Młoda pani detektyw amator za nic nie może zostawić takiej sprawy bez wyjaśnienia.

W KOLEJNOŚCI CZYTANIA: Początek tej powieści to błyskawiczne streszczenie, dosłownie na parę zdań, wydarzeń fabuły pierwszego tomu trylogii. Już nawet kilka stron poświęcono na zakończenie wątku postaci poznanej w "Czerwone jak krew", pośredniej bohaterki poprzedniej kryminalnej zagadki. Poza tym do fabuły tomu pierwszego nie ma zbyt dużo nawiązań, a przez to właściwie można byłoby przeczytać "Białe jak śnieg" i dobrze się bawić w czasie lektury, nie znając wydarzeń opisanych w "Czerwone jak krew".

"Wiedziała, że tęskni na próżno, zupełnie na próżno.
Tęsknię za krajem, którego nie ma."

PRAGA: Tym razem miejscem akcji staje się Praga, a czasem dla wydarzeń - letnie dni wakacji. Nie pozwiedzamy jednak zbyt wiele, gdyż to młodzieżowa powieść kryminalna. Atmosferę od samego początku autorka stara się podkręcać poprzez tajemnicze wypowiedzi nieznanego narratora, które jednak zbyt szybko okazują się być fragmentami filozofii pewnej sekty. A jak sekta powiązana jest z opowieścią Lumikki? Nie trudno zgadnąć.

WĄTEK GŁÓWNY: Trudno jednoznacznie wskazać po pierwszym tomie, co jest główną zagadką tej trylogii. Może jest nią sama młoda pani detektyw? Pojawiły się już wcześniej znaki wskazujące na jakiegoś rodzaju zawód miłosny i "Białe jak krew" tą tajemnicę rozstrzygnie.Okazuje się, że Lumikki byłam wcześniej w... powiedzmy, że interesującym związku. TO na bank będzie wyróżniać serię spośród grona innych opowieści. Wszystko jednak dotyczące osoby Liekki'ego to jedynie retrospekcje.

"Kłamstwo stało się historią, a historia prawdą.
Nie żałowała."

Ciekawszym kandydatem na zagadkę trylogii wydaje się wątek rodzinny. W rodzinie Lumikki obowiązuje reguła milczenia. Przekłada się to także na to, że bohaterka będąc w sytuacji zagrażającej życiu za nic nie powie o tym rodzinie, nawet jeśli mogłoby to uratować jej życie. Najlepszy wątek tomu drugiego to podejrzenia dotyczące posiadania fałszywych wspomnień i próba ich weryfikacji. Nie jest to temat jedynie epizodyczny, stanowi wyraźnie część większej zagadki, i autorka niewątpliwie jeszcze do niego powróci.

BAŚNIOWE TYTUŁY: Do lektury powieści fińskiej autorki skłoniło mnie nawiązanie do baśni. Czerwone jak krew, białe jak śnieg, czarne jak heban - jednak nawiązania do klasycznych baśni w tej serii młodzieżowych opowieści kryminalnych są przeważnie tylko w tytule. Znajdzie się kilka scen, które można by odnieść do tytułu, ale z pewnością nie jakieś większe fragmenty fabuły. Do baśni odwołują się za to bardzo mocno okładki: na pierwszym tomie sama Śnieżka, na drugim zaczarowane zwierciadło, na trzecim zatrute jabłko. W obrazie lustra na okładce tomu "Białe jak śnieg" pojawia się most praski, na którym rozegra się jedna z scen wchodzących w skład finału.

"Złamać regułę milczenia"

ZAGADKA "BIAŁEGO" TOMU: Wydarzenia czasu teraźniejszego są powiązanie niejako z działalnością sekty - Białej Rodziny. Lumikki nie wpada na nich jakoś tak zupełnie przypadkiem. We wszystko wplątane będą jeszcze kulis powstawania najlepszych reportaży dziennikarskich. Mniej więcej połowa książki to moment, gdzie akcja znacznie przyśpiesza. Jest tutaj troszkę fabularna powtórka z "Czerwone jak krew", kiedy to bohaterka znów znajduję się na celowniku zawodowców - tym razem płatnego zabójcy.

MŁODA PANI DETEKTYW: Z postacią Lumikki wiążę się kilka wątpliwości. Po pierwsze, jak na powieść bez wątków paranormalnych, zdolności bohaterki są bardzo niesamowite. Żeby przypomnieć sobie wszystkie szczegóły nieznaczącej sceny, która miała miejsca parę dobrych godzin temu... mózg musiałby bez przerwy rejestrować wszystko. I rejestrować by tak mógł, dogłębnie analizując, ale czy wszystko zapamiętując? Lumikki ma być co najmniej jak Sherlock Holmes: ponadprzeciętny umysł i niespotykana przenikliwość, że o osobowości już nie wspomnę. To właśnie dlatego nawet płatni zawodowcy nie są zdolni wyeliminować cel, jaki stanowi młoda turystka w zupełnie obcym sobie mieście. Po drugie, zwykle postacie lekko aspołeczne i odizolowane nie ze swojej winy darzy się sporą sympatią, a w przypadku Lumikki nie miałam takiego odczucia. Nadal nie zdołałam jej polubić jako bohaterki wydarzeń czy narratorki (narracja przypadka także na inne osoby).

AKCJA W 7 DNI: Akcja tomu zamyka się dokładnie w czasie tygodnia (od jednego czwartku do następnego). Może to także decyduje o dynamice tej powieści. Stron nie jest dużo, a czcionka jest spora, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie, że powieści fińskiej autorki czyta się błyskawicznie.

CIEKAWOSTKI: Zawsze zaskakuje mnie to, jak sami autorzy przekonują czytelnika o tym, jak trafny jest wątek, jaki obrali oni na ten czas trwania swojej opowieści. Salla Simukka też nas o tym w pewnym momencie zapewnia: "Byłby to pewnie niezły temat na fascynującą książkę dla młodzieży". Jeszcze bardziej lubię wstawki z języka angielskiego, nagle pojawiające się w tekście. Tutaj też takie mamy: "szybko przeprowadziła mały research i wyguglowała firmę na komórce". Tego rodzaju fragmenty zawsze sobie wynotowują, zaraz obok wartych zapamiętania cytatów.


"Białe jak śnieg" - Salla Simukka
[TRYLOGIA] Tom II
Wydawnictwo: GW Foksal, YA!
W kategorii: Powieść kryminalna - młodzieżowa
Stron: 221
W skrócie: Nawiązanie do baśni opiera się w tej trylogii TYLKO na tytułach i kilku scen do nich się odnoszących. Młodzieżowa opowieść kryminalna o młodej pani detektyw to historia zajmująca, którą czyta się prędko, ale zagadkę łatwo jest przejrzeć przed czasem, a do tego sporo w niej niewiarygodności. Może to "Czarne jak heban" zaskoczy swoim rozwiązaniem zagadki całej tej trylogii i sprawi, że na opowieści spojrzy się raz jeszcze, tym razem z zupełnie innej perspektywy?
W kolejności: NR 20/2015/03/06 (376)
W RAMACH CYKLU: MIESIĄC BAŚNI


Trylogia to:
1. Czerwone jak krew    2. Białe jak śnieg      3. Czarne jak heban

Znacie już opowieść Lumikki? 

sobota, 14 marca 2015

Próba Szklanego Pantofelka

PRZED-KINOWY SZAŁ: Jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów w tym roku to aktorska wersja baśni o Kopciuszku. Przypuszczenia, co do przebiegu fabuły tej adaptacji klasycznej baśni, oraz porównanie z innymi, także ciekawymi wersjami, znajduje się TUTAJ. Kiedy jednak czeka się na jakiś film, zawsze jest człowiekowi mało: obejrzy już wszystkie zdjęcia, zwiastuny, udostępnione sceny i wywiady z twórcami... I co dalej? Zupełnie przypadkiem natrafiłam na dwie powieści, związane z promocją "Kopciuszka" - było to adaptacje filmowe. Do książek na podstawie filmu podchodziłam troszkę sceptycznie. Po pierwsze sporo spoilerują, jeśli przeczyta się je przed wyjściem do kina, a po drugie to film jest tutaj pierwowzorem, więc jego należałoby obejrzeć w pierwszej kolejności. Prawda? Ależ skąd :)

ZMIANA MEDIUM: Warto tutaj zacząć od wyjaśnienia pojęcia "novelization". W dużym skrócie jest to powieść, która powstała na podstawie filmu, serialu, komiksu czy też gry. Powieści na podstawie filmu były bardzo popularne zanim nadszedł czas, gdy kinowy hit można było już kupić na VHS (dziś DVD czy Blu-ray). Nawet jednak obecnie ten typ książek odnosi spory sukces jako część większej kampanii reklamowej. Ich napisanie zleca się zazwyczaj utalentowanym pisarzom, a podstawą dla fabuły książki jest wczesny szkic scenariusza filmowego. Autor musi rozszerzyć powieść z około 20,000 do 60,000 słów. Dokonuje się tego poprzez dodanie opisów scen oraz analizę uczuć bohaterów. Skoro to tylko taki rozszerzony scenariusz to czy warto czytać takie powieści zanim pójdzie się do kina? W przypadku "Czarownicy. Prawdziwej historii Diaboliny" powiedziałabym, że nie... ale w przypadku "Kopciuszka" powiem, że absolutnie tak i zaraz więcej o tym opowiem.

DWIE WERSJE JEDNEGO SCENARIUSZA: Zdecydowałam się więc na lekturę obu adaptacji i przeczytałam je przed wczorajszą premierą. Elizabeth Rudnick znałam już z wspomnianej adaptacji kinowej "Czarownicy", za to z powieściami Brittany Candau nie miałam wcześniej do czynienia. Na pierwszy ogień poszła oczywiście ta krótsza i mniejsza objętościowa książeczka, czyli "Kopciuszek" w adaptacji scenariusza przez  Elizabeth Rudnick.

DATA PREMIERY: Warto jeszcze dodać, że obie wersje scenariusza w postaci książek za oceanem były już dostępna od stycznia tego roku. Anglojęzyczny świat od stycznia znał więc już zarys fabuły najnowszej produkcji Disneya. U nas zarówno ta jak i kolejna książka ukazała się dopiero 11 marca, czyli dwa dni przed wejściem filmu do kin. Czasu było mało, ale to powieści o małej objętości. Udało się więc przeczytać obie. Ponieważ tytuły w tłumaczeniu są identyczne, dla ich rozróżnienia będę używała dwóch nazw, które odnoszą do kolekcji, z których pochodzą: "biblioteczka filmowa" oraz "kinoteka".

KONCEPCJA: Klasyczne baśnie to opowieści pełne akcji. Nie wnikają one za bardzo jednak w analizę osobowości bohaterów, co najwyżej podają kilka cech ich charakterów. Tutaj pozostaje niewykorzystany potencjał dla powstawania coraz to nowych adaptacji. Kim był Kopciuszek? Jaką osobą był Książę?

"[...] jak błękit na niebie. Musisz mnie kochać, bo ja kocham ciebie..."

W tej wersji ELLA to córka kupca. Dziewczyna gra ze swoim ojcem w grę polegającą na odgadywaniu cytatów wraz z podaniem nazwy książki, z której one pochodzą. Wiele swoich ulubionych fragmentów powieści zna więc na pamięć. Co więcej zna aż trzy języki obce, w tym francuskim (i zanim spytanie, choć ta wersja "Kopciuszka" opiera się na wersji francuskiego pisarza Charlesa Perrault, to akcja dzieje się na terenie Niemiec, kiedy składały się jeszcze z małych księstw). Ella rozmawia też ze zwierzętami, ale nie tak jak bohater baśni "Trzy języki". Jest to raczej objaw niezwykłej empatii dziewczyny niż magiczne zdolności.

Zawsze w trakcie lektury klasycznej baśni zastanawiałam się: dlaczego Kopciuszek nie ruszy zwyczajnie w świat i zostawi macochę i jej córeczki samym sobie? Tak dużo bohaterów tak robi, a wędrówka staje się częścią ich życiowej przygody. W tej wersji otrzymujemy odpowiedź na to pytania. Ella to dziewczyna, której życie związane zostało obietnicami, które złożyła z osobna każdemu z rodziców. Dochowanie tych przyrzeczeń kształtowało wybory bohaterki i jej charakter. Chciała też chronić miejsce swoich szczęśliwych wspomnień z dzieciństwa i dlatego nie mogła zostawić domu na pastwę macochy i jej córek.

"Bal dla ludu, księżniczka dla księcia."

Ella przypadkiem spotyka KSIĘCIA, który przedstawia się jednak pod innym imieniem. Bal w tej adaptacji stanowi już drugie spotkanie bohaterów, a do trzeciego dojdzie w czasie Próby Szklanego Pantofelka. Kim jest jednak Kit, a raczej młody następna tronu niewielkiego królestwa? Dowiadujemy się o nim więcej, kiedy opowieść się rozdziela na dwie części, zostawiamy na moment Kopciuszka by zajrzeć do Pałacu - a tym samym serca królestwa. Kit to właściwie osoba podobna do Elli, gdyż stracił matkę, a wkrótce przyjdzie mu pożegnać także ojca. Księcia z królem łączy silna więź - choć jest to troszkę wyidealizowany obraz monarchii, nie pozostaje on całkowicie naiwny: przybycie tajemniczej nieznajomej na bal przez najbliższego doradcę króla postrzegane jest jako próba sabotażu małżeństwa z księżniczką Saragossy (czyli i sojuszu z innym, wpływowym krajemy), a sama ucieczka Kopciuszka z balu i skłonienie księcia by za nią podążał widziana jest jako... zamach stanu.

"Kopciuszek" - Elizabeth Rudnick 
[biblioteczka filmowa]
W oryginale: Cinderella (Live Action) Junior Novel
W kolejności: NR 18/2015/03/04 (374)

Co przyciąga do tej wersji to dodatek w postaci promocyjnych zdjęć, które znajdują się wewnątrz książeczki. Na kilka z nich nie natrafiłam wcześniej (a przekopałam internet, wierzcie mi), więc byłam miło zaskoczona. Opowieść się rozpoczyna od prologu, a z biegiem akcji rozpoznajemy, że drobne komentarze dodaje tutaj sama Dobra Wróżka i że to ona jest w istocie narratorem tej opowieści. W filmie zaś jej głos pojawia się o wiele rzadziej. Powiedziałabym, że ta wersja jest bardziej skierowana do młodszych czytelników. Świadczy o tym liczba stron oraz głos wróżki, która zachęca do dalszej lektury. Tutaj także podstęp księcia wychodzi na jaw dopiero w ścisłym finale, a sekret dobrze zachowano przez cały bieg wydarzeń. Ze względu także na ten fakt, cieszyłam się, że do tej wersji sięgnęłam jako pierwszej. W kwestii tłumaczenie ta wersja podobał mi się mniej niż "Kinoteka". 

"Kopciuszek" - Brittany Candau
[kinoteka]
W oryginale: Have Courage, Be Kind: The Tale of Cinderella
Stron: 240
W kolejności: NR 19/2015/03/05 (375)

W porównaniu do "biblioteczki filmowej", Kinoteka stanowi wydanie uzupełnione. Są tutaj zupełnie nowe sceny, a czasami przebieg już tych znanych wydarzeń nieznacznie się zmienia. Znika też narracja Dobrej Wróżki, zamiast tego pojawia się podział na części, gdzie narrację przejmują kolejne postacie: Ella, Kopciuszek, Kit, Książę, Król. Choć tak po prawdzie głównych narratorów jest dwóch, w czasie opowieści ich imiona się zmieniają, a wraz z nimi role. Poprzez nadanie Elli przezwiska "Kopciuszek" podjęto próbę złamania jej charakteru.

W oryginale to wydanie jednak to nie tylko scenariusz w postaci powieści, ale i powieść graficzna. W naszej edycji nie zachowano ilustracji, więc jest to po prostu bardziej rozszerzona wersja scenariusza, przy którym adaptacja Rudnicki wygląda troszkę jak streszczenie powieści Brittany Candau. Różni je jednak sporo, a także przekład, który tu bardziej mi się podobał. Mamy tutaj także sceny, których w filmie nie pokazano, w tym także szczególny Epilog. Tutaj także o podstępie księcia wiemy już wcześniej, nie jesteśmy więc zaskoczeni w czasie Próby Szklanego Pantofelka.

PODSUMOWUJĄC: Decydując się na lekturę powieści na podstawie filmu przed wyjściem do kina, a szczególnie zanim produkcja wejdzie jeszcze do kin, stwarzamy sobie możliwość poznania fabuły kinowego hitu przedpremierowo. Co więcej mamy też dostęp do szkicu scenariusza, który zawierać może usunięte sceny, a poznamy to dopiero w kinie, kiedy nie zobaczymy ich na ekranie. Tym samym nie jest to tak, że idziemy do kina by się wynudzić, bo już wiemy, co tam zobaczymy. Nie wiemy wcale! Film był modyfikowany w czasie, gdy powstawały powieści na podstawie scenariusza. Tak więc kinowy obraz to właściwie już TRZECIA WERSJA tego samego zarysu wizji autora scenariusza. Nie wspomnę już o tym, że lepiej rozumiemy poszczególnych bohaterów (których myśli i uczucia analizowali przed nami autorzy adaptacji) a co w kinie, gdy akcja pędzi, nie tak znowu łatwo jest wyłapać.

Po obejrzeniu filmu muszę powiedzieć, że każda z tych trzech adaptacji ma w sobie coś niezwykłego i szkoda, że niektórych scen nie pokazano w kinie, bo są warte zapamiętania. Tyle z mojej relacji, a już jutro wrażenia z filmu :) Byliście już może w kinie? 
P.S.: Tłumaczenie imienia księcia w wersji z dubbingiem (nie było u mnie wersji z napisami) jest koszmarne!

źródła: http://en.wikipedia.org/wiki/Novelization
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...