piątek, 20 listopada 2015

Finał Igrzysk - Kosogłos cz. II

"WSZYSTKO W MOICH SNACH"

Dziś dzień premiery ekranizacji jednej z najlepszych serii! Jakże można więc nie udać się do sali kinowej by przeżyć raz jeszcze finał fabuły powieści, jeśli ma się ku temu okazję? Nie można! Trzeba iść jak najprędzej! Tak też zrobiłam więc i ja, a mogę podzielić się z Wami wrażeniami z tego finału filmowej trylogii "Igrzysk".

Kampania reklamowa, otaczająca premierę finałowego odcinka historii Panem, kreowana była na zasadzie schematu: "To zakończenie Was zaskoczy!" Słusznie więc także fani książek spodziewali się zmian w oryginalnym przebiegu fabuły - szczególnie, że jest on tak trudny do zaakceptowania. Film jest jednak wciąż wierny powieści, a opowieść biegnie znanym torem. Co to może oznaczać? Może tyle, że kampania reklamowa przygotowywana była głównie pod osoby, które książkowego pierwowzoru nie czytały? Tylko ich bowiem mógł zdziwić taki finał. Co się tyczy innych nieścisłości względem książkowej wersji... nie tak łatwo jest to określić po tylu latach.

KSIĄŻKOWY FINAŁ: Jak każdy fan Igrzysk (od samego początku obecności powieści na naszym rynku) finał serii czytałam zaraz po dacie jego premiery (listopad 2010). Jest to najmniej lubiana przeze mnie część. Przeczytałam więc, zaakceptowałam niechętnie i do książki tej w całości już nie wracałam. Nie mam jej nawet dłużej w domowej biblioteczce, bo zaczytuję się tylko w "Igrzyskach" i "W pierścieniu ognia". Widoku tamtej nie mogłam (zwłaszcza zaraz po lekturze) nawet znieść, więc znalazłam dla tomu trzeciego innego właściciela. Po tylu latach więc szczegóły się już zatarły, ale przebieg (takiej) fabuły w pamięci czytelnika musiał się trwale zapisać.

"BO GORSZE SĄ GRY, W KTÓRE MOŻNA GRAĆ": Film podejmuje opowieść dokładnie tam, gdzie została poprzednio przerwana. Katniss Everdeen dopiero wyleczyła rany odniesione po spotkaniu z Peetą - jej znajomym z czasów dzieciństwa, sprzymierzeńcem z aren Igrzysk oraz kimś, komu można by kiedyś powiedzieć "kocham". Po tym, co trybutowi z Dwunastki zafundował Kapitol, Peeta nie jest już pewny swoich wspomnień. Winę za wszelkie zło zdaje się jednak ponosić właśnie Katniss - a właściwie to osoba tylko są pod nią podszywająca - "zmiech" (o czym troszkę później).
Bohaterka próbuje odnaleźć sposób by wyrównać krzywdy - także te z poprzednich Igrzysk. Z czasem, gdy działania wojenne nabierają rozpędu, zdaje sobie jednak sprawę, że nie o zemstę tu chodzi - a o jak najszybsze zaprowadzenie pokoju, tak by nie musieli ceny ponosić inni - w tym jej rodzina i przyjaciele. Może się to jednak nie okazać tak łatwe. Nawet w obliczu rewolucji Kapitol wciąż ma swoich sprzymierzeńców, wojnę zamienia w kolejne (oczywiście nadawane na żywo) Igrzyska, a Katniss znajduje się w sercu bitwy o przyszłość Panem, u boku mając Peetę, któremu nie sposób teraz zaufać.

PLUSY I MINUSY: Jak każdy film z tej serii, podobnie "Kosogłosa Część II", oceniam pozytywnie. Nie będę tej części oglądać (prawdopodobnie) tyle razy co "Igrzyska" czy "W pierścieniu ognia". Druga część ekranizacji trzeciego tomu trzymała nieustannie w napięciu i umożliwiała z łatwością przeżywanie raz jeszcze losów Trzynastu Dystryktów. Jest Kapitol zmieniony w kolejną arenę. Jest Peeta, który walczy o odzyskanie swoich wspomnień, uczuć i tożsamości. Jest wreszcie i finał, nieprzewidywany zwrot akcji oraz scena ukazująca losy bohaterów wiele lat później. To wszystko, co zapamiętałam i chciałam zobaczyć na ekranie, zostało zawarte w tej kinowej produkcji. Jeszcze tylko kilka zdań o najbardziej rzucających się w oczy minusach.

Pewien problem można było przewidzieć już od ekranizacji pierwszego tomu - a mianowicie "zmiechy". Przy filmowaniu pierwszych Głodowych Igrzysk twórcy poszli na łatwiznę. Zwyczajnie jako efekty specjalne zafundowali nam troszkę tylko większe bestie na podobieństwo psów. Nie miały ani oczu poległych trybutów ani ich charakterystycznych cech wyglądu - tych, które pozwalały stwierdzić okropne podobieństwo do niedawnych rywali czy sprzymierzeńców z areny. Fani książek wiedzieli, że to niewłaściwa decyzja, bo wątek ten powraca w znaczącym momencie finałowych rozgrywek całej trylogii. Nie było do czego wracać tak więc... ponownie, jak to w antyutopiach bywa, zaprezentowano coś na kształt zombie tym razem wizualnie podobnego do postaci z filmu "Obcy - Ósmy pasażer Nostromo". Widzimy potwory, ale bez lektury książkowej wersji trudno wiedzieć, czym są zmiechy i czemu były tak straszne. Nie chodziło o ich wygląd czy okrucieństwo. Najbardziej przerażająca część to fakt, że zmiechy powstawały w laboratoriach Kapitolu w wyniku genetycznej manipulacji i zmieszania ludzkiego DNA ze zwierzęcym (wilka, małpy czy też jaszczura LINK).

Wszystkie te niedociągnięcia to jednak nic w porównaniu z.... reakcją pewnych osób w czasie seansu. Uważam, że w młodzieży drzemie ogromny potencjał. Lata szkoły średniej to też fajny okres w życiu, jeszcze nie tak mocno obciążony odpowiedzialnością. Mam jednak momentami takie wrażenie, że nie jestem już pewna, jakie będzie to pokolenie, które przejmie kiedyś inicjatywę. Po co iść na tego rodzaju film z grupą znajomych, skoro zamiarem jest się pośmiać i powygłupiać? Sam fakt, że "Igrzyska" to historia fikcyjna, nie oznacza automatycznie, że jest to komedia, w której z wszystkiego można się śmiać. Przecież to opowieść o wojnie i stracie - a w szczególności już "Kosogłos" podkreśla te aspekty. Jak więc można śmiać się ze śmierci ulubionych bohaterów czy poniesionej przez nich straty osób im bliskich? Kompletny brak empatii. Wiem, że jedna grupa całej młodzieży nie reprezentuje... ale spotykam się już z takim zachowaniem tak często, że zwyczajnie brak mi na to słów. Jeśli więc ktoś nie czytał książki, a zobaczył tylko zwiastun i chce iść do kina na coś, co jest modne, przy tym dobrze się bawić, powygłupiać, pośmiać i poprawić sobie humor, to zapraszam na komedie - jest ich pełno.

Zastanawiacie się może, która z melodii pojawia się jako pierwsza na napisach końcowych? Jako podsumowanie całej tej filmowej opowieści? To kołysanka, którą Katniss nuciła dla Rue jeszcze w czasie jej pierwszych Igrzysk. Czy ktoś to zauważył z publiczności, z którą byłam dziś w kinie? Cudownie gdyby tak było. Nim rozbłysły światła, praktycznie wszyscy radośnie wyszli, zagłuszając całą resztę. Może to właśnie książki uczą nas empatii? A może nie potrzeba znajomości lektury by być wrażliwym na ludzki los - nawet jeśli jest on zaprezentowany w postaci fikcyjnej opowieści o dziejach antyutopijnej przyszłości?

Dajcie znać jak Wasz seans! Mieliście już szansę by być w kinie na finale tej trylogii? 
Jak wrażenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zawsze i chętnie czytam wszystkie komentarze.
Staram się na nie odpowiadać. Zostaw po sobie ślad!