poniedziałek, 6 stycznia 2014

"Mamy początek końca"

Tyle już znamy opowieści o krainach, z których zniknęła magia. Mytica nie jest tutaj wyjątkiem.
We wrogich krajach wierzy się w boginie, co mogłoby upodobnić serię do Ery Pięciorga. Z czasem jednak coraz więcej jest tutaj przekazów o czarownicach krwi, czarodziejkach, ukrytym Sanktuarium, Obserwatorach i zaginionych kryształach, w których podobno zaklęto kiedyś magię.

Północy Limeros to królestwo skute lodem, środkowa Paelsia to już prawie wymarła kraina i tylko w południowym Auranosie ziemia wygląda jak raj: żyzna, żywa, gdzie królewski pałac opływa wręcz złotem. Śledzimy historię konfliktu tych trzech krain i ich ludów w narracji przyszłych następców tronu czy też osób, które znalazły się wyjątkowo blisko władzy.

Tuż na wstępie czeka kolejna mapa innego świata, gdzie trzy królestwa stłoczono na jednym kontynencie. Tak jak uproszczona jest ta mapa, równie nieskomplikowana bywa ta historia.
Jak na powieść high fantasy styl jest bardzo prosty, oszczędny w opisy i niewymagający. Szybko można też spamiętać imiona i przeszłość bohaterów, gdyż mimo granic dzielących trzy krainy, losy postaci często się przeplatają i nie są specjalnie zawiłe.
Plus to fakt, że nigdy nie wiadomo, których bohaterów złączy nagle los. Niby są to trzy odległe królestwa, ale dużo czasu nie zajmuje konno przedostanie się do sąsiedniej krainy.

Nie jest to jakoś specjalnie wciągająca lektura, ale z czasem czyta się "Upadające królestwa" coraz szybciej, a przygody bohaterów w większym stopniu zaczynają nas ciekawić. Los książąt, księżniczek, królów i ich poddanych nie był mi obojętny, jednak muszę przyznać, że nie miałam tutaj swoich faworytów.
Fragment drugiego tomu, zamieszczony na końcu części pierwszej, pokazuje, że obok starszych bohaterów do akcji dołączają całkiem nowi narratorzy.

Do lektury "Upadających królestw" zachęcił mnie opis i okładka. Książka ma też rekomendację od autorki Żelaznego Dworu - Julie Kagawa, a choć "Żelaznego króla" lubię to tutaj cech wspólnych do tamtej opowieści nie odnalazłam. Na okładce znajdziemy też porównania do twórczości Trudi Canavan i "Gry o Tron" - ale w tej powieści próżno ich szukać. Chyba, że przeniesionych schematów, a takich jest sporo. "Upadające królestwa" przypominają jednak bardziej szkic i będąc bardziej dopracowane mogłyby stać się o wiele lepsze. Lektura zdecydowanie nieobowiązkowa.
"Falling Kingdoms. Upadające Królestwa" - Morgan Rhodes
TRYLOGIA: TOM #1
Wydawnictwo: Oficyna Gola
Stron: 510
W kolejności: NR 01/2014/01/01 (277)
Ocena: Prosta fabuła, krótkie rozdziały i spora czcionka, a do tego powieść, gdzie tajemnica nie czeka zbyt długo na rozwiązanie. Dobrze byłoby ją troszkę dłużej zachować i nadać więcej smaku tej historii.

Żeby było jednak coś wartego zapamiętania i przyjemnego to:
Dzisiaj święto Trzech Króli - recenzja też taka o losach różnych rodzin królewskiej krwi.
Tematycznie mam ciekawostkę, o której dowiedziałam się na lekcjach języka francuskiego. Otóż z okazji tego święta we Francji można kupić specjalnie ciasto - galette des Rois.
Jeśli chodzi o samo ciasto to przypomina znane nam ciasto francuskie, ale dodaje się do niego papierową koronę. Ową koronę otrzymuje ten członek rodziny, który w swoim kawałku pokrojonego już ciasta znajdzie figurkę - a figurki te bywały naprawdę różne (najpierw było to ziarenko bobu, potem postać dzieciątka Jezus) i dziś stanowią nawet przedmiot kolekcjonerski.

7 komentarzy:

  1. Z Twojej recenzji wynika, że książka jest raczej przeciętna i można ją głównie przeczytać dla relaksu. Może kiedyś przy okazji przeczytam, ale na razie mam ciekawsze pozycje na liście (bardzo długiej liście). A ciekawostka, naprawdę ciekawa! Szkoda, że u nas czegoś takiego nie ma, byłaby frajda z takim zwyczajem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekturę można zdecydowanie odłożyć na inny czas - są o wiele lepsze książki do przeczytania w pierwszej kolejności :)
      Szkoda, że u nas nie ma takiego piekarskiego zwyczaju - bo i coś dobrego do jedzenia i korona na pochód Trzech Króli byłaby od razu :)

      Usuń
  2. Koniecznie muszę dopaść ją w swoje ręce :D Uwielbiam takie historie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym ciastem fajna tradycja, szkoda, że u nas nie ma podobnych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Prosta fabuła? Szybko ujawiona tajemnica? Eee, jakoś mnie do ,,Upadających królestw" nie ciągnie.
    Ciekawostka o cieście jest super, nie miałam o tym pojęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słyszałam o cieście, ale to ciekawy zwyczaj :)
    Wyróżniłam twojego bloga w Liebster Award - jeśli chcesz wziąć udział zapraszam ;)
    http://my-paper-paradise.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  6. czytałam i niezbyt mi się podobała - bardziej cały tom przypomina wprowadzenie do czegoś lepszego :) ja to tak widze.

    OdpowiedzUsuń

Zawsze i chętnie czytam wszystkie komentarze.
Staram się na nie odpowiadać. Zostaw po sobie ślad!