sobota, 5 grudnia 2015

Gwiezdne Wojny i Alexandra Bracken

 "Ta opowieść zaczyna się tak, jak wiele innych: dawno, dawno temu... w miejscu daleko za lśniącymi gwiazdami, które widujecie na nocnym niebie."

Przeglądając gazetki promocyjne (tak, w poszukiwaniu przeróżnych przecen, choć szczególnie tych książkowych) znalazłam kilka stron poświęconych prawdziwej manii Star Wars. Ile lat temu takie zdrowe szaleństwo ogarnęło także i mnie? Aż miło powspominać, kiedy pierwszy raz oglądało się "Nową Nadzieję", "Imperium Kontratakuje" i "Powrót Jedi". Te filmy weszły do kin dekady temu. Lata mojego dzieciństwa to "Mroczne Widmo", a bardziej świadome przeżywanie fabuły przypada zdecydowanie na "Atak Kolonów". Za dwa tygodnie już kolejna filmowa część sagi, stąd ta cała Gwiezdnych Wojen ponowna mania - mówię tutaj w szczególności o gadżetach. Promocja sięga przecież także i książek. Na miniaturce (w owej gazetce promocyjnej) zobaczyłam więc znane mi nazwisko autorki. Ale to mało prawdopodobne, bo w zapowiedziach książkowych (nigdzie!) się na taką informację nie natknęła. Następnego dnia miałam już jako lekturę najnowszą powieść autorki "Mrocznych Umysłów" na naszym rynku.

Alexandra Bracken już we wstępie wyjaśnia swoją głęboką więź z sagą Gwiezdnych Wojen. To nie tylko historia dzielnych Rebeliantów i ich walki z bezwzględnym Imperium - dla niej to także historia wspólnej pasji całej jej rodziny. Przez pewien czas w swoim życiu autorka "Mrocznych Umysłów" nie czytała nic innego jak tylko książki osadzone w uniwersum Lucasa. Sama Bracken pisała też opowieści typu fanfiction osadzone w świecie Star Wars by jeszcze bardziej stać się jego częścią. Teraz miała szansę opowiedzieć raz jeszcze historię znaną fanom filmowych przygód z "Nowej Nadziei" i ... zrobiła to w sposób mistrzowski.

Ileż to razy oglądało się już Gwiezdne Wojny? Nawet nie potrafię tego zliczyć. Jednak film nie daje nam wglądu do myśli i uczuć bohaterów. Nie usłyszymy myśli przelatujących im przez głowy. To na ekranie pozostaje tajemnicą. W książce jednak na szczęście już nie. Tak wiec Alexandra Bracken udziela głosu trzem postaciom: Księżniczce, Łajdakowi i Chłopak z Tatooine. Celowo nie ma tutaj imion bohaterów, bo fanka Gwiezdnych Wojen chce zwrócić uwagę na problem stereotypów.

Narrację rozpoczyna Leia Organa. Choć ciotki wychowały ją na księżniczkę, dziewczyna chce zrobić o wiele więcej. Pragnie by jej głos liczył w międzygalaktycznym senacie. Chce mieć wpływ na kształt przyszłości, dlatego przyłącz się do sił Rebeliantów... przez to ściąga niebezpieczeństwo na swoją planetę. Kiedy nadchodzi wróg czy to ratunek, za nic nie chce pozostać bierna i sama tworzy swoją historię.

Han to często typowy Łajdak i dobrze mu z taką łatką. Pomagała mu ona nie jeden raz wyrwać się ze szponów Imperium i zachować życie (a co najważniejsze ładunek). Łatwiej jest nie przejmować się rzeczami na które i tak nie ma się wpływu, prawda? Dopiero styczność z Leią oraz Luke'iem pozwala przebudzić dobre serce, które wciąż drzemie w przemytniku. Han nadal nie wie, czy warto by bohaterem i czy ta cała Moc powinna kontrolować także i jego los, ale gotów jest zaryzykować - tylko dla swoich (choć nowych, lecz wciąż) przyjaciół.

Jest i Luke - przyszły mistrz Jedi. Na ten moment zostawiony jednak kompletnie samemu sobie młody chłopak, który zaraz zyskał - by w moment później - stracić mentora. Od lat marzył by wyrwać się z farmy i zażyć prawdziwej przygody przestworzy. Nigdy nie opuścił swojej rodzimej planety, ale kiedy już się tak stało - to za sprawą tragedii, którą ściągnęło na niego Imperium. Nie ma jednak ani jednej chwili, by Luke pożałował chęci zostania bohaterem. Dla niego nie jest to bowiem bohaterstwo, tylko potrzeba pomagania tym, który znajdą się w potrzebie. Jest i ta cała mistyczna Moc, której podszepty czasem coś pomogą... lecz jak ją opanować? Jak nie przechylić szali zwycięstwa na Ciemną Stronę Mocy po raz kolejny?

PODSUMOWANIE: Już w grudniu premiera siódmego już filmu z tej gwiezdnej sagi. W ramach przypomnienia nawet najdrobniejszych szczegółów można oczywiście raz jeszcze obejrzeć wszystkie filmy (szczególnie części IV - VI). Jeśli jest jednak także taka opcja, by wsłuchać się w wcześniej niedostępne myśli bohaterów, to zdecydowanie jestem gotowa zaryzykować lekturę książek, które nie są pierwowzorami same w sobie, lecz zostały oparte na znanych i uwielbianych filmach. Znam już zakończenie, to fakt... Ale każdy autor ma inny styl opowiadania historii, prawda?

P.S.: Adaptacja Bracken faktycznie jest wyjątkowa. Przeczytałam już "Miecz Jedi", który nie był zły - choć nie aż tak dobry. Teraz natomiast jestem w czasie lektury adaptacji "Imperium kontratakuje" ("Zatem Jedi zostać chcesz?") za które zabrał się Adam Gidwitz. Nie przypadła mi ona do gustu tak jak to, co stworzyła autorka "Mrocznych Umysłów". Zobaczymy jak poradzi sobie Tom Angleberger (adaptacja trzeciej... czyli VI części - Powrót Jedi). Wszystkie recenzje tych tytułów w grudniu na Zakładce do Przyszłości :)


"Księżniczka, łajdak i chłopak z Tatooine"
Autorka: Alexandra Bracken
Wydawnictwo: Egmont  /  OPIS
W kategorii: Star Wars: Gwiezdne Wojny
Stron: 275 (spora czcionka)
Dla kogo: Adaptacja "Nowej Nadziei" dla młodszych czytelników (choć ja mając 26 lat świetnie się przy jej lekturze bawiłam)
Uwagi: Wewnątrz znajdują się także ilustracje - zaczynające każdą z trzech części (w kolorze) oraz wkomponowane w tekst książki (czarno-białe).
Ciekawostka: W oryginale mamy w tytule nie "chłopaka z Tatooine", tylko "The Farm Boy" - jako miło, że Luke to w tłumaczeniu chłopak właśnie z tej pustynnej i piaszczystej planety a nie ze wsi (choć i w tym nie ma przecież nic złego).
W kolejności: NR 67/2015/11/03 (423)

Jesteście fanami Gwiezdnych Wojen? A może zaliczacie się i do czytelników "Mrocznych Umysłów"? Wiedzieliście o nowej powieści tej autorki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zawsze i chętnie czytam wszystkie komentarze.
Staram się na nie odpowiadać. Zostaw po sobie ślad!