źródło: tumblr |
Spotkać będzie można zapewne pełno opinii o tym filmie od osób, które książki jeszcze nie przeczytały. Jeśli jednak już na wstępie ciekawi Was, jak wierna jest to pierwowzorowi adaptacja, to już wyjaśniam. Film odwzorowuje to, czego doświadczyli bohaterowie w drugim tomie serii. Nie robi tego w sposób dokładny.
Choć książkę czytałam już trzy lata temu, to w lekturach typu GONE, zapamiętuje się co drastyczniejsze szczegóły - nawet mimo upływu czasu (RECENZJA - A MOŻE NAWET W KRAINIE DRESZCZOWCÓW). Większość z nich nie znalazła się w tej adaptacji. Esencja historii pozostała - to opowieść o próbie odkupienia za czyny, których się nie pamięta. Drugi film w serii ma także inny główny temat - a jest nim zdrada i to ze strony najbliższej osoby (co i tak nie było tu aż tak dotkliwe, gdyż już w pierwszym filmie wątek telekinetycznego połączenia umysłów wyrzucono). Zapraszam na wrażeniach z "Prób Ognia" w sześciu punktach.
#1 Jeśli zastanawiacie się nad widokiem ukazanym na ulotce i głównym plakacie, który ten film promuje to... nie znajdziecie takiej sceny w całym filmie. Powalony wieżowiec jako most owszem i jestem. Całkiem emocjonująca akcja rozgrywa się w jego wnętrzu. Nie uczestniczy w niej jednak cała gromadka bohaterów, a zaledwie dwoje z nich. Choć upadły budynek (taka gra słów) tworzy most to także jako most nie został wykorzystany. Także nie dajcie się zwieść :D
#2 Nie przepadam za książkami, gdzie na bohaterów co krok wypadają chordy zombi. W czasie lektury (przy wykorzystanych należycie nakładach wyobraźni) można się już poczuć nieco nieswojo, a co dopiero gdy zekranizujemy to w kinie. Nie aż w takim stopniu... rozkładu powiedzmy... wyobrażałam sobie Poparzeńców. Co więcej pamiętam, że z częścią z nich dało się nawet poprowadzić małą konwersację - co momentami czyniło akurat obraz straszniejszym niżby mniej, ale nie o tym teraz. Poparzeńcy w tej adaptacji niczym nie różnią się od zombi. Ci więc, którzy pójdą do kina bez wcześniejsze lektury powieści (pewnie spora grupa widzów), zakwalifikują to jako zombie. A Poparzeńcy nie tym właściwie byli. Cała przemiana i relacje były o wiele bardziej problematyczne.
#3 "Próby Ognia" to opowieść o przyjaźni (w bardzo trudnych czasach), ale także i zdradzie. Tutaj na pierwszy plan powędrują dwie silne postacie kobiece: Teresa oraz Brenda. Żadnej z tych aktorek (od samego początku) nie uznałam za dobrze dobrane do tych roli. Thomas to za to mistrzostwo. Uwielbiam bohatera książkowego, a Dylan (nasza gwiazda Teen Wolf) dobrze ogrywa jego postać. Oczywiście, że przypomina się nam Stiles! Jakże by inaczej. Jako Thomas jest jednak o wiele bardziej opanowany (tak samo sympatyczny), ale i też mniej dowcipny. To dobra gra aktorska i można odczuć różnicę. Idealnie byłoby, kiedy Thomas'a grałby mniej rozpoznawany aktor, ale teraz też nie jest przecież źle!
#4 Oglądając zdjęcia z premier zagranicznych często pojawiała się na czerwonym dywanie nasza (przyszła) serialowa Clary. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że musiała wystąpić w "Próbach ognia" w jakiejś epizodycznej roli. Faktycznie tak jest! Nieprzypadkowe są jednak już liczne ujęcia tej TYLKO epizodycznej postaci. Wątpię by była to aż taka promocja serialowej adaptacji "Darów Anioła"? Może mam takie wrażenie, bo jej wygląda mocno odbiega od reszty. Ona jako jedyna z rebeliantów ma czyste blond włosy, wyszukany strój i uśmiech na twarzy. Cała reszta naszych uciekinierów z Labiryntów? Kąpiel dawno temu, włosy pozlepiane od potu, krwi i piasku, strój dawno w strzępach. Widać kontrast? W filmie zawsze będziecie wiedzieć, gdzie znajduje się ta aktorka. Dosłownie ZAWSZE.
To nie jedyny serialowy crossover, jaki tutaj spotkacie. Fanom o Teen Wolf przypominać nawet nie trzeba, ale spodziewać się też można znajomego z "Gry o Tron" (podobna w charakterze rola).
#5 Filmowe "Próby Ognia" to o wiele bardziej łagodna wersja wydarzeń niż tak, której doświadczy czytelnik w ramach lektury. Warto oczywiście poznać CAŁOŚĆ Trylogii Labiryntu zanim znajdziemy się już w kinowej sali. O wiele więcej wówczas w tym zabawy, a to taki rodzaj historii, gdzie dobrze jest dostrzegać pewne wątki z perspektywy tego, co dopiero w filmach się wydarzy. Znajomość książkowego pierwowzoru nie daje jednak całkowitej przewagi. Wiele jest odniesień do tego, jak same Labirynty jak i DRESZCZ powstały, a klucz do tego jest we wspomnieniach Thomas'a. Nasz bohater wybrał jednak by... nie pamiętać tego, kim był oraz czego się wcześniej dopuścił. Brakującą część opowieści dopowie dopiero sam James Dashner w kolejnym prequelu (jeden bowiem już jest) do tej serii - a będzie to The Fever Code - INFO. Na ten przyjdzie jeszcze poczekać do roku 2016 (dokładniejsza data nieznana).
#6 Czasem mam wrażenie, że kluczowy w tej serii jest tytuł pierwszego tomu w oryginale, czyli "The Maze Runner". U nas przetłumaczone jako "Więzień Labiryntu" (i choć to chwytliwa nazwa) nie odzwierciedla istoty tej historii. Idealnie oddaje ją słowo "Runner" - określające zapewne w zamyśle autora to, co będą robić bohaterowie tej serii. Znaczna część całej tej serii można podsumować jako: "Biegnij ile tylko masz sił, najszybciej jak możesz zabieraj się stąd. Już za późno! Gazu!" Bieganie (w stresie, długo i okropnie szybko) jak nic potrafi napędzić akcję.
Kiedy pojawił się pierwszy tom tej serii, wielu porównywało ją do sławnych już wówczas "Igrzysk". Antyutopijna przyszłość, tutaj bardziej też postapokaliptyczna, gdzie nie ma ucieczki, a o życie walczy się na wykreowanej arenie (Labirynty) lub poza nią (Pogorzelisko). Z każdym tomem jest to jednak zupełnie inna opowieść, którą bezsprzecznie warto poznać.
Wybieracie się do kina, prawda? Wiecie, kto będzie tam na Was czekał :)
Jeśli jednak nie czytaliście książek (ani nie oglądacie Teen Wolf), a nadal planujecie wyjście do kina, to czekać na Was będzie filmowa opowieść pełna akcji. Nie sposób się na tej produkcji nudzić, niezależnie czy książki się czytało czy też nie. Można się także bawić o wiele lepiej, znając pierwowzór filmu oraz wszystkie te szczegóły, które okażą się istotne w następnej części... a na które już teraz można zwrócić uwagę.
PODSUMOWANIE, czyli dużym skrócie
"Próby Ognia", czyli kiedy myślisz, że już uciekłeś, a okazało się, że... uratował Cię właśnie wróg. W zasadzie to nie tylko "Próby Ognia", ale i "Lek na Śmierć". Zapamiętajcie główne motto tej historii, a nie dacie się zaskoczyć w czasie lektury czy też seansu kinowego.
To także opowieść o tym, że warto sprawdzić dokąd prowadzi tunel wentylacyjny... szczególnie jeśli nie ufa się całkowicie (główne motto tej serii) gospodarzowi owego bezpiecznego przybytku pośrodku Pogorzeliska - pustkowia, gdzie szaleją pozostałości rozbłysków słonecznych (w postaci ludzi i klimatu).
"Próby Ognia" to również okazja by móc podziwiać spektakularne widoki. Znany świat jako rozległa pustynia, gdzie piasek nie zdołał zasypać jedynie gór w tej części globu? Teraz te antyutopijne wizje autora można zobaczyć na wielkim ekranie. Fanów książki zachęcać do wizyty w kinie nie trzeba.
Byliście już na "Próbach Ognia"? Dacie się skusić na ten seans?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zawsze i chętnie czytam wszystkie komentarze.
Staram się na nie odpowiadać. Zostaw po sobie ślad!