Szukaj w tym blogu/ wpisz tytuł, którego szukasz

piątek, 25 listopada 2022

Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki - Holly Jackson

Siedemnastoletnia Pippa Fitz-Amobi powinna właśnie szlifować swoje podanie na studia. Zamiast tego pochłania ją szkolny projekt, w ramach którego zajmuje się rozwiązaniem zagadki zbrodni sprzed pięciu lat. Łamie tym założenia pracy semestralnej, która skupiać się miała wyłącznie na roli mediów - absolutnie zaś nie wchodzić w żaden kontakt z rodzinami ofiar.

Bohaterka wciąż chodzi do tej samej szkoły co kiedyś zamordowana przez swojego chłopaka Andie Bell. Pippa znała ją tylko z widzenia, gdyż śliczna i popularna Andie należała do starszego rocznika. Podobno to Sadie odebrał jej życie, a potem także sobie. Pip nie wierzy w taki scenariusz. Jest w nim zbyt wiele luk i zbyt mało czasu by dokonać zbrodni oraz tak skutecznie ukryć ciało, którego po dziś dzień nie odnalazła policja. Pippa wraz z bratem domniemanego mordercy postanawiają połączyć siły i dowieść niewinności Sadie'go. Ktoś jednak nie chce aby rozgrzebywać zamkniętą już sprawę. Im więcej anonimowych pogróżek otrzymuje bohaterka, tym bardziej utwierdza się w postanowieniu by za wszelką cenę dowieść prawdy.

Lubimy takie historie: triumf umysłu nad przeciwnościami. Logiki nad siłą fizyczną. Sprawiedliwości nad niewyjaśnionymi zbrodniami. Tajemnice mogą się piętrzyć ze strony na stronę, lecz jeśli bohaterowie są ponadprzeciętnie inteligentni, to dotrą do prawdy.

Tytuł "Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki" nie jest wcale przewrotny. Pippa to uczennica, którą rodzice muszą siłą wyprawiać na imprezę. Oraz taka, która nie wagaruje - a przynajmniej do momentu rozpoczęcia prywatnego śledztwa. Ravi, brat chłopaka okrzykniętego w małym angielskim miasteczku mianem 'mordercy', to idealny kompan w dochodzeniu. Dialogi tej pary sprawiają, że aż iskrzy, jednak wątek romantyczny jest w tomie pierwszy marginalny. Na pierwszy plan wysuwa się kryminalny aspekt powieści, chociaż fani kryminałów mogliby być lekko zawiedzeni.

Choć nie ma w tej powieści interwencji sił nadprzyrodzonych, to niezwykle 'magiczne' bywają niektóre zwroty akcji. Wywiady, które Pip przeprowadza ze świadkami, trudno byłoby ukryć pod przykrywką szkolnego projektu. Mało kto odpowiedziałby jej na pytania tak prywatne i problematyczne, jeśli nie zostałby do tego zmuszony przez przepisy prawa na posterunku policji czy na sali sądowej. 

Jeśli jednak przymknąć na to oko, to książka ta będzie dawać radość z lektury. Odnajdą się w niej fani serii takich jak 'Pretty Little Liars' czy 'Gry w Kłamstwa'. Świetny styl, zabawne dialogi i transkrypcje z wywiadów powodują, że przez powieść się płynie. Pippa od początku ma całą listę podejrzanych, lecz finał i tak zaskakuje. Losy bohaterów można śledzić w kolejnych dwóch tomach serii.

"Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki" - Holly Jackson
SERIA: 3 TOMY + PREQUEL
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Wiek bohaterów: szkoła średnia 
Wiek czytelników określony przed wydawcę: 15+
Kategoria: thriller młodzieżowy
Wątki paranormalne: brak
W skrócie: śledztwo w ramach szkolnego projektu

WAŻNE: Tom 1 to wznowienie, w listopadzie 2022 miał za to premierę tom 2 serii - Zepsuta krew.

sobota, 12 listopada 2022

Dziedzictwo Hawthorne'ów - J.L.Barnes

Wraz z odziedziczeniem fortuny nastoletnia Avery Grambs przeżyła już zamach na swoje życie. Nadal musi jednak mieszkać w rezydencji wraz z wnukami seniora-miliardera. Przygotowani do roli spadkobierców wiedzą o wiele więcej o zagadkach domu jak i życiu swego dziadka. Avery u progu dorosłości próbuje rozwikłać swoją tajemniczą rolę w ostatniej woli miliardera. By tego dokonać wchodzi w sojusz z braćmi Hawthorne. Dziedziczka uwielbia gry, ale zasady tych się komplikują, gdy do rozgrywki wkracza także serce.

"Dziedzictwo Hawthorne'ów" to dwudziesta druga książka amerykańskiej pisarki Jennifer Lynn Barnes. Jednocześnie jest to tom 2 w serii The Inheritance Games. Nie jest to typ historii, której absolutnie nie można odłożyć choć na chwilę. Rozdziały są bardzo krótkie (dosłownie po cztery strony) i jest ich ponad osiemdziesiąt. Łatwo więc zrobić sobie od serii przerwę. Jednocześnie ilekroć się do tych książek wraca, okazuje się to być bardzo dobra lektura - napisana świetnym stylem, z ciekawymi bohaterami i zabawnymi dialogami.

Czy są więc jakieś minusy? Stopień skomplikowania intrygi oraz ukrywanie zdobytych śladów powodują, że jeśli prywatne śledztwo wymaga asysty, trzeba co chwilę robić streszczenie doczasowego dochodzenia. Aby tego uniknąć, jest to książka w której co chwilę wszyscy "cudownie" się czegoś sami domyślają i nie traci się czasu aby ich wtajemniczać. Powtórzeń nie udało się i tak uniknąć, bo kilkakrotnie występuje ten samego wątek, związany z nim zwrot akcji plus jego dalszy przebieg. W tym tomie jest to dochodzenie w sprawie ojcostwa. Zarówno Grayson, Jameson, Nash jak i sama Avery nie są bowiem pewni, kto jest ich biologicznym ojcem. Rodzice utrzymywali to przed nimi w sekrecie.

Tytuł "Dziedzictwo Hawthorne'ów" dobrze oddaje przebieg historii. Autorka skupia się na rodzicach braci. Mamy okazję zerknąć na poprzednią grę, którą senior (miliarder) w ostatniej woli pozostawił swoim dzieciom. Tym sposobem wnuki próbują odkryć sekrety rodziców. Luki w śledztwie wypełniają, udając się do odległych posiadłości, rozrzuconych nie tylko po Stanach Zjednoczonych, ale i po całym świecie. Czytelnik zostaje najczęściej tam, gdzie jest Avery, która nie może przez rok oddalić się na zbyt długo od posiadłości w Teksasie, jeśli chce prawnie odziedziczyć majątek. 

Tom 2 ma już wyraźnie zarysowaną intrygę na tom finałowy. Czy Avery Grambs słusznie ogłoszono zaginioną dziedziczką fortuny? A może w grze o spadek jest ktoś jeszcze? Duchy przeszłości wchodzą na scenę aby upomnieć się o swoje. 

"Dziedzictwo Hawthorne'ów" nie oczarowuje tak samo jak jedynka, utrzymuje jednak atmosferę, każąc czekać na rozwiązanie zagadki. Tymczasem Jennifer Lynn Barnes zapowiada także dodatkowy tom serii (The Brothers Hawthorne), którego premiera w oryginale odbędzie się w roku 2023 (sierpień). 

"Dziedzictwo Hawthorne'ów" - Jennifer Lynn Barnes
SERIA: The Inheritance Games ( TOM 2 )
Wydawnictwo: Media Rodzina / Must Read
Gatunek: tajemnica do rozwikłania plus wątek romantyczny
WAŻNE: Wymagana znajomość tomu 1!
Stron: 416
Wiek bohaterów: szkoła średnia - YA

Czytaliście jakiś fajny i godny polecenia kryminał YA z wątkiem romantycznym?

czwartek, 21 lipca 2022

As pik - Faridah Abike-Iyimide

Chiamaka Adebayo i Devon Richards to jedyni czarnoskórzy uczniowie w prestiżowej Prywatnej Akademii Niveus na terenie Stanów Zjednoczonych. Każde z nich ma dobre stopnie i marzy o miejscu na najlepszych amerykańskich uczelniach. Chiamaka pragnie studiować medycynę, którą ukończyli także jej rodzice. Devon chce poszukać swojego miejsca, komponując muzykę w Szkole Juilliard. Wszystko układa się po ich myśli aż do rozpoczęcia ostatniej klasy szkoły średniej. To wtedy Chiamaka i Devon, wcześniej znający się tylko z widzenia, będą musieli połączyć siły, gdy staną się ofiarami ataków rasizmu.

"As pik" to debiutancka powieść w jednym tomie. Posiada intrygujący początek i błyskawicznie przeprowadzony finał. Te jej części faktycznie są jak thriller. Działalność "Asa" przypomina o historii Ku Klux Klan i trudno przewidzieć, do jakich aktów nienawiści może jeszcze dojść. Środek książki przebiega za to powoli, skupiając się na życiu uczuciowym dwójki bohaterów. Mamy tutaj dwie ścieżki narracji, z których każda stanowi reprezentacje osób LGTB+. Bohaterowie znajdują się w błędnym kręgu, każdy na coś na sumieniu (Chiamaka - ucieczkę z miejsca potrącenia, Devon - handel narkotykami), co uniemożliwia im szukanie wsparcia u władz czy nawet własnych rodziców. Czy "As" zdoła ujawnić wszystkie ich sekrety czy może bohaterowie zdołają się uwolnić, zanim dojdzie do tragedii? 

Faridah Abike-Iyimide specjalnie nie podaje dokładnego czasu ani miejsca akcji - wiemy jednak, że to współczesność, w której funkcjonuje już np. Twitter. Przez to autorka chciała pokazać, że sytuacje dyskryminacji na tle rasowym (o różnym natężeniu) mogą mieć nadal miejsce zawsze i wszędzie. Pisarka oparła swoją debiutancką powieść na poczuciu wyobcowania, jakie poczuła, kiedy rozpoczęła studia w Szkocji. To wrażenie, że wszyscy poza Tobą o czymś wiedzą i uczestniczą w spisku plus zamiłowanie do oglądania seriali takich jak "Plotkara" czy "Pretty Little Liars" dało jej pomysł na "As Pik". 

Powieść ta wzorowana jest na innych historiach, co powoduje powtarzalność pewnych scen, schematów i rozwiązań fabularnych. Mamy więc ucieczkę z miejsca akcji i nie wiadomo czy ofiara przeżyła (film - "I Know What You Did Last Summer"). "As" rozsyła w wiadomościach sms do wszystkich uczniów kompromitujące informacje o bohaterach, przy czym zawsze podpisuje się pseudonimem (jak "A" w "Pretty Little Liars"). Nie tylko Akademia Niveus jako prywatna, prestiżowa szkoła urządza co jakiś czas polowania na swoich uczniów (książka "STAGS"), w których udział to już tradycja. Finał jest niesamowicie pośpieszony, przez co nie wyjaśnia pewnych kwestii, przenosząc tylko akcję w epilogu o szesnaście lat później.

"As pik" to thriller młodzieżowy z reprezentacją osób LGBT+, który dodatkowo porusza kwestię prześladowania na tle rasowym. Świat w perspektywie osób czarnoskórych potrafi wyglądać zupełnie inaczej niż ta rzeczywistość, na którą na co dzień wszyscy razem patrzymy. Z tego powodu warto sięgnąć po ten tytuł. Jeśli ktoś jednak liczy na misternie rozegraną intrygę, to należy poszukać innej książki. Niewątpliwym plusem jest to, że autorka nie planuje z tej historii robić serii. Nie udało się jednak dobrze zamknąć wszystkich wątków w jednym tomie, przez co zbyt dużo kluczowych kwestii pozostaje bez odpowiedzi.

"As pik" - Faridah Abike-Iyimide
TYP: opowieść w jednym tomie
Wydawnictwo: Media Rodzina / Must Read
Wiek bohaterów: liceum
Czas akcji: współczesność

Informacje o premierach i książkowe zdjęcia na Bookstagramie / filmiki z ich udziałem na BookTok


niedziela, 17 lipca 2022

Jak podejść Rozpruwacza - Kerri Maniscalco

Audrey Rose Wadsworth poznajemy w chwili, gdy pod okiem stryja ma przeprowadzić sekcję zwłok. Jeśli bezbłędnie to zrobi, dziewczyna ma szansę dostać się na zajęcia z medycyny sądowej. Będzie musiała jednak przyjść do sali anonimowo i pod przebraniem. Audrey Rose przyszło żyć w erze wiktoriańskiej, a takie zajęcie dla młodej damy gorszy zarówno jej ojca jak i brata czy resztę rodziny. W kimś budzi to jednak podziw. Thomas Cresswell to najzdolniejszy uczeń jej stryja. Bez problemu przejrzał dziewczynę. Czy ta para bohaterów będzie jednak w stanie rozwikłać także zagadkę fali morderstw, która za sprawą Kuby Rozpruwacza nawiedzi wkrótce Londyn?

"Jak podejść Rozpruwacza" autorstwa Kerri Maniscalco to początek serii (4 tomy), którą od dawna zobaczyć można było wśród popularnych zagranicznych tytułów z kategorii YA. Premiera w oryginale miała miejsce już w 2016 roku, czyli sześć lat temu. Obraz siedemnastoletniej dziewczyny w erze wiktoriańskiej i jej zamiłowania do medycyny (konkretnie do przeprowadzania sekcji zwłok) to nadal pomysł z niesamowitym wręcz potencjałem. Wyróżnia tym bohaterkę na tle wielu innych protagonistek. Do tego powieść wprost czyta się dla dynamicznych scen duetu Audrey Rose i Thomasa. Oczywiście interesuje nas też jako czytelników rozwiązanie zagadki, a wraz z nim odkrycie tożsamości mordercy. Idealna lektura, prawda?

Czytałam ten tytuł o wiele dłużej niż powinnam. Dlaczego? Tak angażujący początek i świetnie skrojona para głównych bohaterów miałaby siłę błyskawicznie przeprowadzić przez lekturę. Co poszło nie tak? Zbyt duża wierność historyczna wobec kolejności zbrodni Kuby Rozpruwacza przy próbie opowiedzenia też własnej historii. Mogłoby wyjść o wiele lepiej, gdyby Audrey Rose i Thomas dostali zwyczajnie inne śledztwo a nie sprawę sławnego Rozpruwacza. Ma się przez to wrażenie niewykorzystanego w pełni potencjału bohaterów w trakcie lektury. Ta seria bazuje jednak na osadzaniu fabuły w okolicach ważnych wydarzeń / aktywności rzeczywistych postaci historycznych, inaczej więc być nie mogło.

To kryminał - w cenie jest więc całokształt. Tutaj motywy dla popełnianych zbrodni i poszlaki sprawiają wrażenie łączonych na siłę, tak aby tylko pasowały choć trochę do osobowości wskazanego przez autorkę mordercy - kogoś z bliskiego kręgu Audrey Rose. Do tego dochodzi jeszcze styl opowiadania historii. Jestem już też po lekturze nowszej serii Kerri Maniscalco (tom 1 - Królestwo Nikczemnych) i tam jest ten sam problem, czyli styl pełny niepotrzebnych powtórzeń dosłownie co kilka akapitów. Nie tylko to nuży, ale odbiera także siłę przekazu, do tego niepotrzebnie wydłużając czas lektury. Wiemy, że Audrey Rose nie pasuje do obrazu tamtej epoki. Jako czytelnicy mamy stale tego świadomość. Czy trzeba nam o tym co stronę przypomina? Zdecydowanie nie.

Siła tej historii tkwi w kreacji postaci pierwszoplanowych. Thomas i Audrey Rose mają kilka idealnych scen, pełnych emocji i wymiany ciętych ripost, które bawią nie tylko bohaterów, ale też czytelnika. Mają też kilka takich, które zdają się rzucane w próżnię. Nic nie wnoszą do fabuły, poza tym iż pokazują stałe przekomarzania się pary - identyczne zagranie (a tym samym problem) był też w "Królestwie Nikczemnych". Wszystkie te kwestie mogłyby wypaść, a historia nic by na tym nie straciła.

Mimo to chętnie zobaczę Audrey Rose i Thomasa w kolejnym śledztwie, licząc się już z tym, że autorka po prostu ma taki styl, a książki czyta się wtedy nie dla całokształtu - tylko dla poznania dalszych losów bohaterów oraz pięknie oddanego klimatu ery wiktoriańskiej. Z całą pewnością będę wyczekiwać daty premier kolejnych z czterech tomów.

"Jak podejść Rozpruwacza" - Kerri Maniscalco
Seria: tom 1
Wiek bohaterów: 17 lat
Czas akcji: era wiktoriańska

Zdjęcia książek oraz video z ich udziałem na Bookstagramie / BookTok'u


poniedziałek, 27 czerwca 2022

Malice - Heather Walter

Klątwa, ciążąca nad rodziną królewską, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Darami wróżek zaś może zostać obdarowany każdy, kto jest w stanie zapłacić za to dostatecznie dużo w złocie. Tak żyje się w granicznym królestwie Briaru. To właśnie złoto rodu Fae, płynące w krwi ludzkich dziewczyn (Łask), jest tym cennym dodatkiem do eliksirów, które przywrócić mogą młodość, obdarzyć najcudowniejszym śmiechem czy inteligencją. I to zieleń we krwi sprowadza nieszczęścia i klątwy. Tylko jedna osoba w całym królestwie Briaru ma tak niszczycielską moc. To Alyce - Mroczna Łaska. 

"Malice" to opowieść w dwóch tomach. Bardziej niż retelling baśniowego oryginału jest to alternatywna wersja wydarzeń dla filmowej wersji "Maleficent" od wytwórni Disneya. Bohaterowie klasycznych baśni zazwyczaj nie mają imion. Dzięki temu wydarzenia te mogą wydarzyć się zawsze i wszędzie, a także dotyczyć każdego. W jednej z wersji córka Śpiącej Królewny nosi imię Aurora. Podobnym tropem idzie Heather Walter i bohaterka jej książki jest potomkinią pierwszej przeklętej księżniczki. Nie do niej jednak należy narracja, tylko do Alyce - dziewczyny osadzonej w roli złego charakteru. 

Gra imionami także dorównuje tu tej w filmowych (aktorskich) adaptacjach baśni. Stąd Alyce (imię) od Malice (przezwisko), a to już bezpośrednie skojarzenie do Maleficent. Zresztą nie sposób czytać "Malice" i nie zobaczyć w niej kreacji Maleficent Disneya - jedynie odmłodzonej tak aby wiekiem pasowała na rówieśnicę następczyni tronu. Z Alyce można się też dość szybko zidentyfikować jako z istotą inną, a przez to odtrąconą przez społeczeństwo nie ze swojej winy. Z dziewczyną, która zbiera wszystkie oszczędności na ucieczkę z miejsca, w którym się znalazła, bo być może gdzieś indziej świat będzie bardziej łaskawy.

Jest tu też inna wersja księżniczki Aurory, która od urodzenia nie tylko wie o ciążącej nad nią klątwie, ale także także o tym, że zdjąć ją może jedynie pocałunek prawdziwej miłości. I dlatego od dziecka na królewski rozkaz musi całować codziennie od kilkunastu do kilkudziesięciu obcych sobie mężczyzn. Co jeśli to jednak nie na wybrańca powinna wytrwale czekać? Aurora postanawia uratować się sama, wytrwale szuka wskazówek w historii swojego królestwa. Zaprzyjaźnią się też z Alyce. Czy klątwę może zdjąć potomek tej istoty, która przed wiekami ją w akcie nienawiści rzuciła? 

Na duży plus zasługuje w tej książce kreacja świata, w którym żyją ludzie pragnący magii dworów Fae. Z granicznym królestwem Briaru, które tak samo broni pokoju, co ulega zepsuciu, opływając w bogactwa, bo to ich dziewczęta pobłogosławione zostały kiedyś przez Fae. Ciekawe będą opisy systemu pracy Łask na usługach królewskiego dworu i arystokracji. Obdarzone magią dziewczęta wykrwawiają się każdego dnia aby służyć do chwili, aż zgasną i znów będą zwyczajne. Z nadzieją, że do tego czasu oszczędności życia i koneksje pozwolą im na dalszą godną i bezpieczną egzystencję. Moce Alyce mają mroczniejsze pochodzenie i nigdy nie zgasną, co budzi nienawiść innych Łask, tym samym odcinając dziewczynę od jednej szansy na znalezienie rodziny i przyjaciół, jaką mogłaby mieć.

W skrócie: Śpiąca Królewna w odsłonie Disneya z reprezentacją LGBT+

Powieść ta kilka razy zaskoczy, choć z biegiem fabuły wydarzenia stają się coraz łatwiejsze do przewidzenia. Akcja rozłożona na dwa tomy, pod koniec pierwszego kończy się sporym cliffhangerem - w tym miejscu, gdzie rozpoczyna się serce klasycznej baśni. Przypuszczalnie można byłoby historię Alyce i Aurory zmieścić w jednej, troszkę bardziej obszernej książce. Projektem okładki "Malice" zaś nie tylko zachwyca, lecz i tak mocno nawiązuje do Sagi Księżycowej, że z pewnością mogłaby należeć i to tamtej serii - także bazującej na baśniowych ramach. 

Malice - Heather Walter 
Wydawnictwo: You&YA / Muza
SERIA: w dwóch tomach
Kategoria: baśniowy retelling
Ilość stron: 384

PYTANIE: Która z baśniowych adaptacji Disneya jest Waszą ulubioną?


poniedziałek, 13 czerwca 2022

Cienie między nami - Tricia Levenseller

Kiedy Król Cieni podporządkowuje sobie coraz więcej ościennych królestw, Alessandra Stathos marzy tylko o jednym - aby mieć taką samą władzę jak on. Postanawia zdobyć serce władcy, a następnie go zabić. Tymczasem młody Kallias jest wyjątkowo nieufny nawet wobec swoich dworzan, których trzyma blisko siebie. Jego zdaniem to któraś z tych osób odpowiedzialna jest za zamach na jego rodziców - króla i królową. Czy Alessandra osiągnie swój cel? A może jednak w decydującym momencie postanowi posłuchać głosu serca?

"Cienie między nami" to opowieść w jednym tomie. Książka rozpoczyna się od szokującego wyznania - bohaterka ma już na koncie jedno morderstwo i to takie z miłości. Jest to niestandardowe zagranie jak na fantastykę młodzieżową i początkowo mocno chwyta uwagę czytelnika, kiedy eksploruje się świat powieści. Trudno określić jej czas akcji. Może to być monarchia w przyszłości, jak w przypadku takich serii jak "Rywalki" czy "Royal". Z jednej strony w użyciu są karabiny maszynowe i elektryczność, z drugiej wszędzie jeździ się konno lub powozami. Jak tylko Alessandra trafia na dwór, aktywuje się kolejny ciekawy wątek - to motyw zamku, na którym do pozostania zostali zmuszeni wszyscy arystokraci obecni w noc morderstwa królewskiej pary. Bohaterowie będą zmuszeni połączyć siły by przetrwać. Czy ostatecznie i tak rozdzieli ich finał?

Kolejnym interesującym elementem jest tu wątek młodzieńca spowitego w tajemnicze cienie, który może żyć nawet setki lat. Bezsprzecznie przypomina w tym bardzo postać Darklinga z "Cień i Kość". Jest to jednak podobieństwo tylko zewnętrzne. Kalliasa spowijają cienie i pomagają mu stać się niematerialnym (uniknąć ciosu sztyletem) czy też przenikać przez obiekty (wchodzić wszędzie bez klucza). To dar krążący w żyłach jego rodziny od pokoleń. Nie pomaga mu jednak władać ciemnością czy ją sprowadzać. Kluczem do zachowania niezwykłej mocy jest nie dać się nikomu dotknąć, a to przecież spróbuje zrobić Alessandra, dążąc do podbicia serca króla.

"Cienie między nami" to historia w jednym tylko tomie, mieszcząca w sobie to, co niejeden autor pokusiłby się podzielić nawet na trylogię. Fabuła na takim zabiegu zyskuje, bo obfituje w wydarzania. Możemy obserwować pełną ścieżkę Alessandry do zdobycia tronu, władzy i korony. Traci książka niestety na złym rozmieszczeniu akcji i pośpieszaniu finału. Zrozumiałe jest, że dla Alessandry niezwykle ważne są projekty sukien i wyprawianie balu, ale ustąpić powinny całościowej intrydze skrytobójców.  Zachowanie w wieku Alessandry można by jeszcze zrozumieć, ale Kallias wydawał się mieć o wiele więcej lat niż tylko czekać na dwudzieste pierwsze urodziny. Poważność to cechy właściwe młodemu królowi (już nie księciu), jednak gdy się o nim czyta, ma się przed oczami obraz kogoś o wiele starszego.

Choć Tricia Levenseller ma na swoimi koncie jeszcze jedną serię (także przetłumaczoną na język polski), jest to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Książkę czytało się niezwykle szybko. Styl autorki był prosty i przyjemny. Bohaterowie zarysowani zostali w sposób na tyle interesujący już na samym początku, że chciało się dalej śledzić ich losy. Powieść pasuje do kategorii YA, bo choć patrząc po samej okładce wydaje się mroczna, tak nie ma w niej szczegółowych opisów brutalności zamachów czy relacji intymnej między bohaterami. Pozostaje wrażenie, że drzemał w "Cieniach między nami" większy potencjał. Mimo to pozytywnie wspominać będę lekturę.

"Cienie między nami" - Tricia Levenseller
Wydawnictwo: You&YA / Muza
Stron: 320
Gatunek: YA
Dla fanów: serii Rywalki, Cień i Kość, serialu Reign

PYTANIE: Jaką książkę z motywem monarchii czytaliście w ostatnim czasie?

czwartek, 26 maja 2022

Dziewczyna, która skoczyła do morza - Axie Oh

Mina dostaje się do krainy bogów jako wybranka Boga Morza. Nie, wcale nie została wytypowana przez starszyznę nadmorskiej wioski. Nie wyróżnia jej talent ani nadzwyczajna uroda tak jak innych wybranek poświęconych w poprzednich latach. Lecz wciąż trwają nieustające sztormy, a kraj spustoszony przez wojnę stara się ubłagać bóstwo o pomoc. 

Mina, nie mogąc znieść dramatu swojego brata (zakochanego w najpiękniejszej dziewczynie w wiosce), zajmuje miejsce ofiary i przypieczętowuje swój los. Okazuje się, że bóstwa zaświatów głuche były na zanoszone przez ludzi modlitwy. Na ich świat także padł cień klątwy. W dodatku czerwona nić przeznaczenia splata ze sobą nie te osoby, które powinna.

Ciężko dziś o dobre porównania na okładce. Często są one mylące. Nie tym razem. "Dziewczyna, która skoczyła do morza" to faktycznie powieść stworzona dla fanów "Spirited Away". Czyta się książkę i chce się powrócić do tamtego filmu. Sceny z animacji przypominają o książce Axie Oh i krąg się zamyka.

Pierwsza rekomendacja odnośnie tej książki i jej podobieństwo do "Spirited Away" jest więc prawdziwa, druga już mniej trafiona. Nie będzie to książka "dla fanów Wojny makowej Rebecci F. Kuang", chyba że pod uwagę weźmiemy tylko to, że obie historie dzieją się w Azji Wschodniej dawnych czasów i występują w nich bogowie, a kraj ogarnięty jest wojną. Powieść Axie Oh mogą czytać spokojnie nawet młodsi czytelnicy zafascynowani baśniami, kiedy "Wojny makowe" pełne są tak brutalnych scen, że rekomendowane powinny być dla zdecydowanie starszego odbiorcy. 

Jaka jest jednak powieść Axie Oh? W skrócie to baśń na 300 stron. Pisana też takim skrótowym baśniowym stylem, przez co niektóre relacje wydają się być spłycone - bo zwyczajnie nie ma czasu na ich przepracowanie ani przez bohaterów ani przez czytelnika. Czy powoduje to, że powieść czyta się gorzej? Tylko na początku. Wstęp jest tu bardzo chaotyczny i łatwo odłożyć książkę. Jeśli jednak tego nie zrobimy, to już w następnych rozdziałach historia udowadnia swoją siłę

Podobnie jak "Spirited Away" to model fabuły: ludzka dziewczyna w krainie duchów i bogów. I wymiar ten jest magiczny, choć funkcjonuje czasami na dziwnych prawach. Raz na tych należnych naszej rzeczywistości (są herbaciarnie, duchy mogą jeść, spać czy odczuwać ból), a i innym razem więcej tu z krainy zaświatów (ryby pływają w powietrzu niczym ptaki, a choć wszystko jest głęboko pod wodą to i tak świeci tam słońce/pada deszcz lub też można skraść duszę i przemienić ją w srokę). 

Pytanie jak czytałoby się książkę bez obrazu znanego ze "Spirited Away" w głowie? Mógłby być problem. Bo choć tam mamy mitologię japońską a tutaj koreańską, to jednak obraz animacji Studia Ghibli jest podstawą aby móc się w tym wszystkim, co stworzyła Axie Oh, połapać. By książka mogła funkcjonować samodzielnie, musiałaby bardziej zagłębić się w świat przedstawiony - tym samym wyjaśnić wiele aspektów historii, a wtedy nie miałaby zaledwie trzystu stron. To mało jak na opowieść fantasy, gdzie akcja zamyka się w jednym tylko tomie

"Dziewczyna, która skoczyła do morza" to nowość wydawnicza nawet na rynku zagranicznym. Powieść ukazała się dopiero na początku 2022 roku. Piękne wydanie (dwie różne wersje okładki w wersji anglojęzycznej) i graficzne projekty dla scenerii akcji tej książki zachęcały do lektury. Choć można przewidzieć sporo z przebiegu linii fabularnej, nie można odmówić wizji Axie Oh, że działa na wyobraźnię czytelnika.

To też książka, po którą można sięgnąć w ramach trwającego właśnie w miesiącu maju "Asian American and Pacific Islander Heritage Month".  Spodoba się fanom romantycznych historii, także tym którzy uwielbiają czytać mangę czy oglądać anime lub k-dramy. Mitologia koreańska to kopalnia inspiracji i pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze więcej powieści z jej udziałem będzie ukazywać się na naszym rynku. I tak, są tutaj smoki :)
Wydawnictwo Nowe Strony (Niezwykłe)
TYP: OPOWIEŚĆ W JEDNYM TOMIE
DLA FANÓW: "Spirited Away", k-dram, mitologii 
Stron: 295

Znacie "Spirited Away: W krainie bogów"? A może znacie inne historie w tym stylu?


niedziela, 15 maja 2022

Królestwo Nikczemnych - Kerri Maniscalco

Palermo zamieszkuje trzynaście wiedźmich rodów. W jednym z nich urodziły się bliźniaczki, Emilia i Vittoria, którym przekazano pieczę nad amuletami o szczególnym znaczeniu. Ostrzegano też wielokrotnie przed Nikczemnymi - siedmioma książętami piekieł. Kiedy przychodzą upomnieć się o dług magii,  wykradzionej kiedyś przez pierwszą wiedźmę samemu diabłu, świat sióstr drzy w posadach. Jedna ginie, drugiej pozostaje szukać sprawiedliwości - niezależnie od ceny.

"Królestwo Nikczemnych" to pierwszy tom trylogii, w którym następuje swego rodzaju odtworzenie mitu o Persefonie i Hadesie. W tej wersji to dziewczyna sama schodzi do zaświatów aby dokonać zemsty i wytropić morderców siostry bliźniaczki. Wydarzenia te (zmianę wymiaru) zapowiada też przepiękna mapa, której grafika zdobi wewnętrzną stronę okładki. Bohaterowie jednak do przedstawionego tam (tytułowego zresztą) Królestwa Nikczemnych nie zawitają w tomie pierwszym. O czym jest więc jedynka?

To seria z zagadką kryminalna pełniąca rolę głównej osi historii. Zadaniem na tom pierwszy jest odszyfrowanie tożsamości mordercy / morderców siostry, odtwarzając kroki z jej ostatnich dni. Emilia, jak się okazuje, wiele o swojej bliźniaczce nie wiedziała. By móc odczytać chociażby jej zapieczętowany zaklęciem pamiętnik, zmuszona będzie wezwać do zaklętego kręgu demona. W tym duecie, wiedźma i Pan Gniewu, śledztwo będzie się toczyć przez cały pierwszy tom. 

Historię poznajemy tylko z perspektywy Emilii. Przez to też tok dochodzenia pełen jest licznych powtórzeń. Emilia jako narratorka ma to do siebie, że ciągle coś wspomina (nawet jeśli i czytelnik przy tych wydarzeniach był). A może to raczej autorka nieustannie robi co kilka stron podsumowanie nie tak dawnych przygód bohaterów? Wydarzenia poprzedzające zejście do piekieł są niepotrzebnie rozwleczone, skoro nie wskazują jasno tożsamości wszystkich sprawców. Czyni to z tomu pierwszego niesamowicie długi prolog dla serii, która przypuszczalnie swój potencjał osiągnie dopiero w tomie drugim. Jest to przypadek podobny do serii Dwory (ACOTAR). Tam również to kontynuacja ukazuje jakość historii, praktycznie przemieniając całkowicie znacznie wydarzeń tomu wprowadzającego do świata.

Trudno samodzielnie jest też określić czas akcji "Królestwo Nikczemnych". Nie są to czasy tak odległe jak średniowiecze, nie jest i współczesność. Z wywiadów z autorką można wyczytać, że to późne lata 1800. Wszystkie wydarzenia pierwszego tomu dzieją się w jednym włoskim mieście, tymczasem trudno jest poczuć klimat wyspy (Sycylia) i przepięknego Palermo. Można wielokrotnie dowiedzieć się, co bohaterowie jedzą, nie ma za to opisów architektury, które konkretniej wskazywałyby na miejsce akcji.

"Królestwa Nikczemnych" nie czyta się zbyt szybko. Dialogów się wprost wypatruje, kiedy większość opisów stanowią albo kulinarne wskazówki albo rozległe rozmyślania głównej bohaterki. Emilia zastanawia się, jaka cięta riposta dla wroga będzie najlepsza - co powoduje niepotrzebne zawieszenia akcji. Dodatkowo Nikczemni stale mącą jej umysł. W porównaniu do serii ACOTAR (bo to dla jej fanów rekomendowana jest często i ta powieść) tutaj dopiero rodzi się wątek romantyczny, nie ma za to scen w kategorii 18+. W to miejsce są ciała kolejnych ofiar i opisy miejsc zbrodni. Parę zwrotów akcji może co prawda zaskoczyć, system magiczny i jego zasady użycia są opisane jednak zbyt mgliście, by wymienić je na plus. To magia na zasadzie domysłów - zadziała dobrze, źle albo wcale. Nie ma pewnych słów zaklęcia, są zioła, kości i kręgi oraz dowolne zdanie po łacinie do wyboru.

Nie jest to debiut, tylko kolejna seria autorki. Ja z całą jednak pewnością spróbuję jeszcze lektury jej wcześniejszej serii - Stalking Jack the Ripper, która w polskim przekładzie ukaże się już w czerwcu. Tam akcja zaczyna się już od samego początku. Jak będzie przebiegała dalej? Trzeba to potwierdzić w trakcie lektury. Na ten moment "Królestwo Nikczemnych" ma duży potencjał świata przedstawionego, który zadziałałyby o wiele lepiej w choć trochę bardziej skondensowanej formie.

"Królestwo Nikczemnych" - Kerri Maniscalco
TRYLOGIA: TOM 1
Wydawnictwo: You&YA / Muza
Stron: 448
Gatunkowo: fantastyka + kryminał
Fragment: prolog i rozdział pierwszy TUTAJ

Jaka jest Wasza ulubiona książka / film, w którym występują czarownice / wiedźmy?

poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Vortex. Dzień, w którym rozpadł się świat - Anna Benning

Jak sugeruje tytuł, jest to powieść o vortexach - tutaj rozumianych jako tunelach czasoprzestrzennych. Za ich pomocą bohaterowie w mgnieniu oka zmieniają kontynent czy też przenoszą się w przeszłość. W świecie pełnym możliwości zapowiada się emocjonująca lektura, prawda?

Anna Benning snuje wizję o znanej nam rzeczywistości, która odmieniona została prawie wiek wcześniej przez pravortex. W wyniku zmiany mutacji ulegała też przyroda - zwierzęta jak i ludzie. Teraz spotkać można splitów, a ich moce wymieszane są w jednym z żywiołów: powietrza, ognia, wody lub wiatru.

Elaine w całym tym nowym porządku świata marzy by przynależeć do łowców - utalentowanej grupy o silnej woli, która podróżuje vortexami i wyłapuje niebezpiecznych splitów. Aby znaleźć się w ich gronie musiałaby znaleźć się wśród zwycięzców wyścigu vortexami. I dziewczynie się to udaje... przy drobnej manipulacji czasem. Od tego momentu wydarzenia przyśpieszają. Okazuje się, że niewielu może bezpiecznie podróżować vortexami, ale jeszcze mniej potrafi sterować nimi tak, aby nagiąć tor na inny czas.

Czy "Vortex" to powieść dla fanów "Igrzysk"? Podobnie jest to antyutopia skierowana do młodzieży. Trzeba przywyknąć jednak do obecności mutacji na poziomie X-Menów. Spiterzy mogą się palić (całościowo jako żywe pochodnie) albo z ich rąk wyrastać będą niekończące się pędy. Na sierści zwierząt rośnie trawa i kwitną kwiaty. Woda leje się z wodospadów nieustannie, nie gromadząc się nigdzie poniżej. A tych wodospadów i podobnie zachwianych praw fizyki jest sporo. Powtarzalność tego samego elementu krajobrazu w różnych miejscach fabuły powoduje, że trudno jest potem streścić logicznie całość. Kiedy zmutowane miasta miałyby z pewnością o wiele więcej do zaoferowania. Podobnie zresztą jak wątek romantyczny, w którym Elaine spotyka swojego zaginionego idola - dawnego łowcę. Balian to ciekawa postać, w dodatku inny podróżnik w czasie (co spodoba się fanom Trylogii Czasu od Kerstin Gier). Choć bohaterowie czują coś do siebie, całe sprawy sercowe zepchnięte zostają na drugi tor. To wszystko powoduje, że "Vortex" mógłby być jedną z moich ulubionych powieści, ale nią nie jest.

Początek trylogii wciąga. Zaczyna się od emocjonującego wyścigu vortexami, następnie zaraz przenosi czytelnika do siedziby rebeliantów, gdzie (będąc chwilowo po stronie wroga) każe się kwestionować ustalony porządek świata. Potem zaczyna się nauka przeskoków w czasie i rozpoczyna wątek romantyczny. Całość standardowo kończy próba ocalenia świata. 

"Vortex" to dobra powieść, do której musiałam robić jednak kilka podejść, zanim ostatecznie coś między nami zaskoczyło. Z chęcią poznam tom drugi, ale nie dlatego, że zachęciła mnie do tego fabuła albo strasznie ciekawi mnie, co się stało dalej z bohaterami. Raczej ciekawi tutaj bardziej koncepcja świata. Jak jedynka opisywała miasto grunterów (mutacje z mocami ziemi i za jej pomocą budowane miasta), tak okładka tomu drugiego opisuje podróż w morskie odmęty. 

Dla osób szukających wyróżniającej się antyutopii bardziej niż "Vortex" poleciłabym serię "Brzydcy, Śliczni, Wyjątkowi", która doczekała się nowego wydania na polskim rynku. Również rozgrywając się w przyszłości budzi o wiele więcej emocji.

Wydawnictwo: Media Rodzina
[ TRYLOGIA: TOM 1 ]
W kategorii: ANTYUTOPIA
Miejsca akcji: cały świat, ale głównie Anglia, Stany i Kanada

Książkowe zdjęcia zawsze na Bookstagramie / filmiki z ich udziałem na BookTok.

niedziela, 10 kwietnia 2022

The Inheritance Games - Jennifer Lynn Barnes

Avery Grambs przyzwyczajona jest do tego, że życie przypomina grę. Nauczyła ją tego matka, obraz biedy zmieniając w wyzwanie jak przetrwać bez prądu, gazu czy jedzenia. Teraz jednak Avery ciężko jest wiązać koniec z końcem, a nie weszła jeszcze w pełnoletność. Po nagłym odejściu matki mieszka z przyrodnią siostrą, a czasem i sypia w samochodzie. Avery pracując i jednocześnie się ucząc, wylicza swoje szansę na stypendium, które pozwoliłoby jej studiować. Wezwanie do dyrektora wyrywa ją z szarej rzeczywistości. Okazuje się, że to Avery Grambs ktoś zapisał spadek. W grę wchodzą miliony. Tylko że tajemniczy miliarder z Texasu miał też rodzinę i pełnoprawnych dziedziców. Rozpoczyna się gra na czas. Jeśli Avery uda się wytrwać rok w roli dziedziczki, wszystko przejdzie na nią. O ile tylko przeżyje.

"The Inheritance Games", czyli gra w dziedziczenie, to tytuł rozpoznawalny wśród zagranicznych premier. Kusił nie tylko interesującym opisem fabuły, co projektem graficznym okładki. Gdy czytelnik zagłębią się w lekturę, poszczególne elementy (takie jak klucze, balerina czy miecz) nabierają znaczenia.

Dlaczego Tobias Hawthorne praktycznie wydziedziczył swoją rodzinę? Czy czterech dziedziców wystąpi przeciwko Avery w wyścigu po spadek? Wnuków najszybciej rozpoznać można po ich stylu życia. Nash (najstarszy) nosi się po kowbojsku i jeździ po świecie, przygarniając do służby ludzi. Grayson w idealnie skrojonym garniturze szykuje się do kierowania fundacją charytatywną. Jameson zawsze na granicy w sportach ekstremalnych, bo wtedy łatwiej mu się myśli. Xander (najmłodszy) to urodzony wynalazca, którego spotkamy w pobliżu laboratorium. Wszyscy czterej przez lata wytrenowani w grach dziadka, starający się mu stale zaimponować. Lecz Avery także potrafi grać i nie zamierza stać bezczynnie obok. Nie zna powodu, dla którego ujęto ją w testamencie i musi to odkryć. Rozległe tereny posiadłości jak i samo Hawthorne House w Teksasie, pełne skrytek, tajnych przejść i podziemnych korytarzy, okazują się być ostatnią grą miliardera. Jasne staje się, że stawką jest życie.

"The Inheritance Games" to porywający początek, troszkę słabszy środek i na powrót wciągnięcie do gry po incydencie ze strzelbą. Kiedy myślimy już, że zagadka została rozwiązana, pojawia się następna wskazówka, która akcje przeniesie już do drugiego tomu.

Książka napisana jest lekkim stylem i szybko się ją czyta. Historia ta wyszłaby super jako film. To coś dla fanów STAGS a także Mary Shelley Club. Dodatkowo choć Avery nie dziedziczy tytułu, to opowieść ma klimat Pamiętników Księżniczki (gdyby te były thrillerem). Podobnie jest tam nagła fortuna, a wraz z nią status nastolatki sławnej na całe USA, do tego bogaci "krewni" czy przydzielona ochrona.

Od początku dziwi tylko troszkę konstrukcja. Powieść ma ponad 90 rozdziałów, lecz są one bardzo krótkie (np. na trzy strony) i kończą się czasem w przedziwnych miejscach. Nie ma na finał pytania czy zawieszenia akcji, które spinałoby ładnie rozdział jako całość. Jest tylko cięcie, które zostaje natychmiastowo wznowione w kolejnym rozdziale. Odpowiednio ucięte i krótsze rozdziały mogą zwiększyć tempo akcji, tutaj jednak jest to zbędne. Akcja napędza się sama poprzez kolejne zagadki.

W pierwszym tomie "The Inheritance Games" nie ma też na dobrą sprawę wątku romantycznego. I to nie dlatego, że żaden z braci nie skradł serca Avery. Super wychodzą interakcja dziedziczki z każdym z braci Hawthorne'ów, bo są one tak odmienne. To cały wątek Emily mocno rzuca się cieniem na bohaterów, przez co trudno żeby jakakolwiek relacja (większa niż zauroczenie) mogła się rozwinąć. Sama postać tajemniczej Emily nie jest też innowacyjna, bo często ktoś taki jest w thrillerach - duch, którego czaru żywi za nic nie mogą prześcignąć

Żaden z czterech braci nie skradł też jeszcze mojego serca, choć można obstawiać, kogo wybierze Avery. Tym samym "The Inheritance Games" to zestaw silnych charakterów i ciekawych postaci (bo są jeszcze córki miliardera, jego teściowa czy pracownicy rezydencji), których pełen potencjał ujrzymy w kolejnych częściach. Nie zmienia to faktu, że bardzo się cieszę z premiery tej książki w polskim przekładzie i wyczekiwać będę następnych jej tomów.

"The Inheritance Games" - Jennifer Lynn Barnes
Wydawnictwo: Media Rodzina  /  TRYLOGIA: TOM 1
[RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]
Gatunek: thriller młodzieżowy  /  Wiek bohaterów: liceum
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone, Texas

PREMIERA: 13.04.2022

środa, 6 kwietnia 2022

Książka - od marzenia do publikacji

Dokładnie za trzy tygodnie swoją premierę będą miały "Dzieci Gildii". To już druga książka blogerki z różowego bloga, którą wielu zna jako Gosiarella. Prywatnie Małgorzata Stefanik to z wykształcenia politolog i specjalista do spraw reklamy. Prelegentka na konwentach, na których rozpowszechnia azjatycką popkulturę i zaciekle broni czarnych charakterów. Copywriterka i oddana fanka superbohaterów. Razem z autorką bloga Kulturalna Meduza miałyśmy szansą zadać jej kilka pytań przed premierą jej kolejnej książki. Zapraszamy do lektury!

Cassin: Czy pamiętasz okoliczności, w jakich wpadłaś na pomysł napisania „Gildii zabójców”?

Małgorzata Stefanik: Właściwie to nie był stricte „mój pomysł” – większość wydarzeń i bohaterów mi się przyśniła. Przez około pół roku każdej nocy podświadomość podrzucała mi skrawki historii, łącząc je ze sobą, a gdy zaczęłam to spisywać, okazało się, że trzeba go po prostu trochę pozmieniać, by całość nabrała sensu.

C: Ile miałaś lat? Co się wtedy działo w Twoim życiu?

MS: To był czas, w którym ja i znajomi z mojego rocznika kończyliśmy 30 lat i stwierdziłam: „Boże, jaka ja jestem stara! Wypadałoby coś zrobić z życiem, żeby być z siebie dumnym i spełnić marzenia”. I uznałam: dobrze, napiszę książkę. Skoro mam pomysł, który mi się przyśnił, to… lecimy! 

C: Z jakiej perspektywy śnił Ci się ten sen? Który bohater zaczął go opowiadać?

MS: Po trochu z każdej. Nie wcielam się w postacie, gdy śnię, więc oglądałam to jak serial na ekranie. Zaczęło się oczywiście od Alyssy, ale wbrew pozorom było jej znacznie mniej, niż w książce, za to znacznie więcej pojawiało się Mina.

Kulturalna meduza: A jest jakaś scena, która trafiła do książki dokładnie w takiej formie, w jakiej Ci się przyśniła?

MS: Trochę trudno mi na to odpowiedzieć, bo teraz już go dobrze nie pamiętam, ale wydaje mi się, że niemal wszystkie sceny z Minem, bratem Alyssy, były mniej więcej w tej samej formie. Tak samo większość scen z Jaydenem i Sebastianem.

C: Zdradź nam, czy wydarzenia przyśniły Ci się chronologicznie? Czy musiałaś je potem modyfikować?

MS: Fabuła snów rozgrywała się chronologicznie. Gdy opowiadałam to znajomemu, nawet miała sens, ale jako fabuła książki już nie tak bardzo. Część rzeczy się nie spinała i bardzo dużo wydarzeń zostało zmienionych, przez co cała późniejsza akcja musiała zostać dopasowana. Sprawę Mugi, którą zlecono Alyssie, opracowywałam sama. Strukturę Gildii również. Część bohaterów trzeba było stworzyć od podstaw, a niektóre wydarzenia i postacie przenieść w czasie, by całość nabrała sensu i nie wprowadzać chaosu. Przykładem niech będzie Sebastian, który miał pojawić się już w pierwszym tomie, a poznacie go dopiero w „Dzieciach Gildii”. Swoją drogą bardzo długo biłam się z myślami, czy nie usunąć scen z nim, bo ma dość mroczną, by nie napisać kontrowersyjną historię, która wciąż zahacza o tabu. Ostatecznie mocno ją złagodziłam.

Wracając do pytania, niestety pod koniec pierwszego tomu skończyła mi się większość wyśnionego materiału i miałam takie „No dobra, na tym skończyliśmy, to co teraz?”. Od tej pory już musiałam wszystko wymyślać i przyznaję, że aktualnie sama nie jestem pewna, jak ta historia się skończy.

C: Wygląda jakby przeznaczenie wyświetliło nam seans!

MS: *śmiech*

KM: Czego jeszcze możemy spodziewać się po „Gildii zabójców”? Jak dużo tomów będzie liczyć seria?

MS: Cała seria będzie miała trzy tomy i prequel.

KM: Zdradzisz nam, czego będzie dotyczyć prequel?

MS: Akcja będzie się rozgrywać trzy lata przed wydarzeniami z „Gildii Zabójców”. Mniej więcej w momencie, w którym Oli został kupiony przez Alyssę, a ona sama zaczęła nawiązywać bliższą relację z Kitsune. Uznałam, że opowiedzenie całej historii Kitsune, Ryu, Oliwiera i młodej Alyssy, jeszcze nie aż tak zniszczonej, zasługuje na coś więcej, niż retrospekcje. Przy okazji dodam, że prequel będzie mocno nawiązywać do wydarzeń z trzeciego tomu, więc najlepiej będzie przeczytać go przed skończeniem trylogii.

KM: Ale póki co przed nami premiera „Dzieci Gildii”, drugiego tomu cyklu, a w nim możemy się spodziewać…?

MS: Przeniesiemy się do Amerykańskiej Gildii Zabójców i zobaczymy, jak to tam wszystko funkcjonuje, a zatem Olimpia dostanie więcej scen. W „Dzieciach Gildii” zostaną również przedstawione relacje pomiędzy następcami obecnych królów. Więcej na tę chwilę nie mogę zdradzić, jednak liczę, że drugi tom spodoba się czytelnikom bardziej, a przynajmniej ja lubię go znacznie bardziej ;)

C: Ja jeszcze spodziewam się powrotu Boogeymana!

MS: Potwory mają to do siebie, że trudno się ich pozbyć, a ten jest bardzo związany z Minem, więc… może jeszcze wyskoczyć z szafy w jakiejś formie.

C: Przez lata współpracowałaś z wydawnictwami i recenzowałaś książki z różnych gatunków. Czy znalazłaś swoich ulubionych autorów?

MS: Tak, Suzanne Collins jest moim numer jeden! Rozumiem, że teraz zarzuca jej się zbytnią inspirację pewnym japońskim tytułem, ale w moim serduszku zawsze będzie numerem jeden. Z polskich autorów mam słabość do twórczości Jakuba Ćwieka i Katarzyny Bereniki Miszczuk. Bardzo lubię też Merrisę Meyer, wszystkie jej książki są cudowne, oraz Mirę Grant. Niemniej bardziej przywiązuję się do konkretnych tytułów, niż ich autorów.

KM: Czy któryś z tych autorów stanowił dla Ciebie ideał, do którego chcesz dążyć?

MS: Suzanne Collins – zdecydowanie. Jestem zachwycona, jaki rollercoaster funduje swoim czytelnikom. Sama wciąż rozklejam się na niektórych momentach, nieważne, ile razy je czytam. [„Igrzyska śmierci”] świetnie wywołują emocje, a dodatkowo wydarzenia ładnie się ze sobą splatają.

C: Jeśli powieść miałaby zostać zekranizowana, kogo widziałabyś w głównych rolach?

MS: Nina Dobrev to dla mnie Alyssa i stanowiła pierwowzór jej wyglądu. Oczywiście mam świadomość, że raczej nie wcięli się w jej rolę, ale pomarzyć zawsze można. Sposób, w jaki grała Elenę Gilbert i Katherine Pierce pasował mi na Alyssę. Jedna i druga to dla mnie Alyssa.

KM: A inne postacie?

MS: Przeżyję brak Niny, ale jako Dariusa potrzebuję Zacha McGowana. Jego rola Roana z „The 100” to młodsza wersja Dariusa! Obawiam się tylko, że po spełnieniu mojej prośby, zostałabym szybko wykopana z planu za przesadne fangirlowanie. Z koreańskich aktorów nie obraziłabym się za Park Bo Guma, ale i tu wyrzuciliby mnie z planu. Poza nimi nie mam specjalnych typów.

KM: Czyli fani serii mogą robić fancast na Jaydena, Kitsune, Oliwiera i całą resztę!

MS: Tak, tylko niech Dariusa nie ruszają! Ta rola jest obsadzona!

KM: Jeżeli ktoś byłby w najbliższym czasie w Krakowie, jakie miejsca mógłby odwiedzić, aby udać się szlakami bohaterów „Gildii”?

MS: Taką osobę czekałaby naprawdę przyjemna dla oka wycieczka. Musiałby zaliczyć Skałki, Rynek i jego przepiękne kamienice. Siedziba Gildii również ma swój realny odpowiednik niemal w centrum miasta, chociaż jego przeznaczenie jest zupełnie inne. W drugim tomie dochodzi spacer brzegiem Wisły i zahaczenie o Hotel Forum. Jedynie nie polecam podziemnych korytarzy ciągnących się pod Krakowem, ten opis szczurów wielkości kotów nie był aż tak przesadzony... Po zastanowieniu zaczynam się obawiać, że chodzenie dokładnym ścieżkami Alyssy i Oliego może też nie być do końca legalne.

KM: Zorganizujesz kiedyś autorską wycieczkę? Nawet wirtualną?

MS: Słaby ze mnie przewodnik, ale jeśli macie dużo czasu, to możemy zorganizować prywatną *śmiech* Nie wiem tylko, co na to ludzie, którym, że tak powiem, buchnęłam mieszkanie dla Alyssy!

C: W powieści występuje rosnącej na popularności branży k-pop. Czy masz swoje ulubione zespoły, których twórczość mogłabyś polecić? 

MS: MONSTA X, ale bardziej trafiają do mnie ich starsze utwory. Dodatkowo oczywiście BTS i Red Velvet. To są chyba moje trzy ulubione.

KM: A Twoi bohaterowie? Czego słuchają?

MS: Alyssa jeszcze się nie zdradziła. Kitsune lubi j-rock, a jego ulubionym zespołem jest The Oral Cigarettes. A Jayden chyba lubi słuchać siebie… Chociaż część postaci jest muzykami, to sama muzyka dla pozostałych bohaterów nie jest zbyt istotna. Mają nieco inne pasje. Alyssa lubi czytać, Oliwier grać, a Ryu oglądać filmy.

KM: Główna bohaterka ma słabość do potraw i słodkości z różnych stron świata. Jakie są Twoje ulubione potrawy?

C: I czy można je zjeść w Krakowie?

MS: Wszystko można zjeść w Krakowie! Ale nie mam ulubionych potraw. Nie podzielam jej fascynacji jedzeniem, ale lubię polską kuchnię i słodycze. One zawsze poprawiają humor. O, lubię lody. To jej dałam od siebie.

KM: Macie ten sam ulubiony smak lodów?

MS: Tak! Chociaż scena, w której o tym wspomina, została wycięta *śmiech*

C: Z którym bohaterów „Gildii” najchętniej spędziłabyś dzień? I co byście razem robili?

MS: Z Oliwierem! Mogłabym się ciągnąć się za nim jak mały psiaczek i obserwować, co robi, bo wszystko w jego wykonaniu jest dla mnie urocze.

KM: Co Oliwier by robił?

MS: Mógłby grać, ja bym mu podkładała jedzenie i patrzyła na jego głupie miny. Oliwier jest zdecydowanie moją ulubioną postacią. Jak większość bohaterów w tej serii miał beznadziejne dzieciństwo i musiał szybko dorosnąć, by sam o siebie zadbać, a jednocześnie stanowi wyjątek, bo w pewnym momencie spotkał osobę, która na swój sposób zbudowała wokół niego bańkę ochronną. Przez to łączy w sobie niesamowitą dziecinność z dość nieufnym, wręcz wrogim do świata podejściem.

KM: Myślisz, że zaprzyjaźniłabyś się z Alyssą?

MS: Myślę, że miałybyśmy problemy – i to poważne.

KM: Dlaczego?

MS: Alyssa jest nie do końca stabilna psychicznie, a ja nie do końca lubię osoby, których zachowań nie jestem w stanie przewidzieć. To stanowiłoby duży problem i jest nim również, gdy muszę opisywać jej kolejne przygody. Dodatkowo nie jestem pewna, czy miałabym taki zapas jedzenia, aby ją do siebie przekonać, ale na pewno nie byłaby osobą, której bym nie lubiła.

C: Czy jest bohater, z którym nie wytrzymałabyś nawet godziny w jednym pokoju?

MS: Eryk! *śmiech* Nie wytrzymałabym z nim! Po pięciu minutach bym się poddała… Markus jest chyba jeszcze gorszy, ale niestety takie osoby zbyt łatwo spotkać w codziennym życiu.

KM: To skoro o Eryku mowa – team Jayden, team Kitsune, team Oliwier czy team Eryk?

MS: Ja jestem wiernie w teamie Oliwier, jak wspominałam, jest moją ulubioną postacią. Bardzo lubię opisywać sceny, w których się pojawia. Jeżeli ktoś mi kiedyś powie, że mam go zabić, to… no cóż, niech się spodziewa autorki z maczetą pod domem.

Jednak, jeśli mowa o teamie w relacji romantycznej z Alyssą, to użyję jego kwestii: „Fuj!”. Eryk wbrew pozorom też nie jest nią zainteresowany – a przynajmniej nie bardziej, niż każdą inną żywą istotą. Zresztą w jego przypadku mam bardzo mocny OTP z kimś innym.

C: To spokojnie możemy czytać książkę z wiedzą, że Oliwier jest pod ochroną! Zresztą z dwóch stron.

KM: To Was łączy z Alyssą – obie chronicie Oliwiera.

MS: Tego nie powiedziałam i jeszcze nie mogę zagwarantować jego bezpieczeństwa! Jednak rzeczywiście wolałabym, żeby przeżył i to łączy mnie z Alyssą. Pamiętam, że gdy pierwszy tom był niemal skończony, wpadł mi do głowy pomysł, by zacząć od nowa, jednak tym razem z perspektywy Oliwiera, który dopiero wchodzi do świata zabójców, a czytelnik poznaje go wraz z nim. Ostatecznie zrezygnowałam z tego, bo moje bety niespecjalnie Oliego polubiły.

KM: A komu kibicujesz, żeby był z Alyssą?

MS: Obawiam się, że będę Was trzymać w niepewności do samego końca. Za to przyznam się do dwóch rzeczy. Po pierwsze, gdy po raz pierwszy usiadłam przed pustą kartką, chciałam stworzyć romans z bardzo przyzwoitym, miłym i sympatycznym male leadem – takim typowym „tym drugim”, który nigdy nie dostaje dziewczyny, bo ona traktuje go jak przyjaciela. Jak to wyszło – przemilczę.

Po drugie, wszyscy z Team Kitsune mogą być spokojni, bo niezależnie od odpowiedzi na powyższe, prequel bardzo mocno skupi się na relacji Alyssy z Liskiem.


PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ WYWIADU Z MAŁGORZATĄ STEFANIK

(I bądź gotowy, gdy nadejdą 'Dzieci Gildii')


A to jeszcze nie koniec! Bo jak czuje się blogerka, która spełniła swoje marzenie o publikacji własnej książki? Czy wcześniejsze blogowanie pomogło jej w realizacji celu? Jak długo trwały prace nad powieścią i co okazało się największym wyzwaniem? O pisarskich zwyczajach i radach dla początkujących pisarzy przeczytacie na blogu u Kulturalnej Meduzy. Serdecznie zapraszam!

PYTANIE: Czytaliście już "Gildię"? A może ktoś z Was także marzy o publikacji własnej książki?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...